Kaprys, Kri i PRPI

Zobacz też:
- Festiwal, spotkania, Wieliczka, szpital, dożynki
- Uciec od schematów, czyli Zofia nie tylko do Ewy...
- O stereotypach i uproszczeniach, czyli list Ewy...
- Nie jest łatwo o przyjazń Indianina, czyli komentarz Zofii...
- Kaprys, Maślanka i cień PRPI, czyli inna dyskusja na Forum...
- Z cienia i do cienia, czyli dyskusji o Kri i PRPI ciąg dalszy...
- Kaprys, Kri i PRPI  
- [ More on Smallboy ]

Witam,

Dochodzą mnie głosy dosyć krytycznie wypowiadające się o postawie ludzi, którzy starają się ciągnać ten wózek zainteresowan. Łatwo im nakopać w odbyt i przed telewizorkiem komputera doszukiwać sie "polskiego piekiełka", szmuglując tu i ówdzie spekulacje na temat ciemnych stron i grzebania w życiorysach. Kto wie, może i niebawem zaglądną do sypialni... Albo specyficznym urzadzeniem zamontują kamerę w domowej toalecie... Brawo! Polskiej mentalności nie można im odmówić i zapału godnego Syzyfa. Szkoda tylko, że zagubieni w swych urojeniach o ślicznym Hoolywoodzkim Indianinie stoją z boku a ich aktywność to wpychanie lewą nogą śmieci pod dywan przy łapach włożonych po samo dno kieszeni...

Ale od poczatku... Zarzuca się bierność i unikanie szlaków już wytartych przez Cypka, Zieta etc. Jak wiadomo, całkiem niedawno zawitali do nas kolejni "czerwoni" tym razem z ogromnej rodziny Cree. Zakopane, festiwal folkowy. Pojechaliśmy... Pojechaliśmy wbrew temu, co niektórzy piszą, gadają i bełkoczą, jakby memłali starą skórkę z chleba. Spotkanie, zresztą niejedno, okazało się pasmem dziwnych i ciężkich rozmów. Nie przywitano nas z entuzjazmem olimpijskim i nie był to czas radosnego lizania sie po penisach... (sorry, kogo to uraża!). Dostaliśmy ostrą szkołę! Wiele czytało się o niechęci "czeronych", o ich zamknięciu, ignoracji i wręcz negatywnym nastawieniu do tego, co robimy. Wiele się czytało, ale nigdy tego nie doświadczyliśmy. Aż do teraz...

Rodzinka Cree spod Callgary po prostu niespecjalnie chciała z nami gadać a wszelkie próby były rzutami z siłą 87 Newtonów o ścianę. Oliwy do ognia dolał fakt pokazania im fotografii... Było ich kilka, ale najbardziej zwróciły ich uwagę foty z Biskupina z Czarnymi Stopami... To okazało się zapalnikiem. Usłyszeliśmy wtedy, że raczej nie chcą przyjeżdżać do Polski. Na propozycje przyjazdu na POW WOW do Gliśna odparli, żebyśmy sobie tańczyli z Czarnymi Stopami... Ojciec rodziny, jakby uprawniony do rozmów, sam powiedział, że jest między nami dystans i że nie popiera naszych zainteresowań. Przyjechali prezentować swoją kulturę a nie po to, żeby im ją zabierano. Nie można było im wytłumaczyć, że nie jesteśmy Czarne Stopy. To utkwiło w nich, jak pal w Azji. Ciagle zresztą słyszałem aluzje do Czarnych Stóp. Nie podobało im się również to, że sami wyprawiamy skóry, że tanczymy i przebieramy się, że używamy ich elementów kultury. Gadka o szacunku i czci nie przynosiły efektów, nic nie dało również tłumaczenie, że to nie jest zabawa. Tym samym wszelkie próby np. wymiany adresów nie powiodły się, nie mówiąc już o jakichkolwiek materiałach.

Ich występ sceniczny w namiocie festiwalowym to pokaz tańców pow wow w solowych wyjściach. Nasi górale zapowiedzieli ich bardzo poważnie, że modlitwa Flag Song, Honor Song, szałwia itp. Nic z tego nie było w pierwszym dniu - o czym zresztą im powiedzieliśmy. Mówiąc wprost, byli nieco zmieszani i na dzien następnego występu zmieniono scenariusz. Pojawił sie Flag Song, a dalej - to samo. Zwrócenie im uwagi na ten fakt odniosło odwrotny skutek. Miało się wrażenie, że wkurzyło ich to, że jednak ktoś z publiki wie, o co chodzi... I pomimo juz bądz co bądz pewnej znajomości, po występie nawet nie podeszli do nas, choć wyraznie czekaliśmy na nich już w większym gronie (6 osób). Widzieli nas i... celowo poszli innym wyjściem. Landrynki się skończyły! Różowy świat Native American Indians prysł. Nie załamało mnie to zupełnie, bo byłem przygotowany... Bo nie zawsze jest fajnie jak westernach.

Sedno: pisze to do tych, do których kierowałem wstęp. Wam o wiele bardziej przydałby się taki kubeł zimnej wody. Może wtedy poderżniecie gardła ostrą brzytwą zdrowego rozsądku a nie będziecie się taplać w licealnych marzeniach o prerii pełnej kolorowych Indian.

Coś jeszcze chcecie wiedzieć? Piszcie: Kaprys