(...) W cieniu wielkiej polityki i tworzącej się na naszych oczach Historii - Europa przeżywała w 1990 roku "inwazję" Indian na skalę nienotowaną chyba dotychczas w dziejach Starego Kontynentu. Do odwiedzających regularnie Europę (dotychczas jedynie Zachodnią, ale...) indiańskich artystów, wodzów i szamanów dołączyli w lipcu tubylczy delegaci zaproszeni na VI Europejskie Spotkanie Grup Poparcia Indian Ameryki Pn. (pisze o nim Wiesiek Kołeczek, nasz delegat na monachijski Euro-meeting). I to właśnie chyba na konferencji w Monachium stało się oczywiste, że że nic już nie jest w stanie powstrzymać uczestników kolejnego Świętego Biegu na rzecz Ziemi i Życia od wyruszenia 6 sierpnia spod Pagody Pokoju w Londynie i - zapewne - od dotarcia przed 12 października do Moskwy.
O indiańsko-japońsko-europejskim "maratonie pokoju" mówiło się u nas co najmniej od początku roku. Wiosną zabraliśmy się do przygotowywania jego polskiego odcinka, przekonując powoli samych siebie i innych o możliwości i celowości zorganizowania tego ogromnego - nie tylko na nasze skromne warunki - przedsięwzięcia. Długo oczekiwana rejestracja PSPI, letnie spotkania z ludźmi z Ruchu (nie jesteśmy w stanie wymienić ich wszystkich), obietnice pomocy od licznych osób, organizacji i instytucji w kraju, a także niespodziewane z reguły kontakty z organizatorami Świętego Biegu z USA, Francji, Niemiec (Angela - thanks!), Finlandii i ZSRR stopniowo rozwiewały nasze liczne wątpliwości.
Witając biegaczy 27 sierpnia w Zgorzelcu, byliśmy pełni obaw, ale i - oczekiwań. 4 września w Ogrodnikach z żalem rozstawaliśmy się z ludźmi, o których zrozumienie i przyjaźń z takim trudem zabiegaliśmy przez tych kilka gorących dni. Goszcząc ich przez jedną noc w drodze powrotnej w Łodzi czuliśmy już, że - jak napisał po powrocie z Moskwy nasz Biegacz Roku Jacek Piwowski "dla wielu z nas ten Bieg nigdy się nie skończy". I rzeczywiście - wydaje się, że czas nie potrafi zatrzeć wspomnień, rozbudza w nas nowe nadzieje, a my - wzmocnieni doświadczeniami minionego Roku - uczymy się mądrości ludzi pewnych raz obranej drogi i wiary w rzeczy pozornie tylko niemożliwe. (...)"
[Od Redakcji, "Tawacin" nr 15, grudzień 1990]
|