Indianie o sobie - 30 lat temu… (część I)


[ pierwszy raz po polsku! ]

zobacz także: Indianie o sobie - 30 lat temu (część II) oraz Indianie o sobie - 20 lat temu...

"Chociaż modne jest oskarżanie wielkich korporacji o konsumowanie indiańskiej zimi i wody - i choć prawdą jest, że to robią - to nie zdajemy sobie sprawy z tego, że to sam europejski/amerykański styl życia jest tym ostatecznym konsumentem - a korporacje tylko zbierają żniwo. Ludzie z wygodnych przedmieść winią "złe władze korporacyjne", ale denerwują się, gdy drożeje benzyna lub brakuje wody do podlewania trawników. Także Indianie muszą zrozumieć, że kiedy przyjmują style życia Europy, to oddają się na pastwę tych samych korporacji, które potępiają." - Rarihokwats ["Akwesasne Notes" vol.6 (1974), no.2, s.1]

"Redaktor NOTES, Kanatakeniate, został oskarżony o uchylanie się przed poborem i skazany w maju na dwa lata więzienia w zawieszeniem. Kanatakeniate przygotowuje ze swoimi obrońcami apelację. Jego odmowa wstąpienia do sił zbrojnych była oparta na suwerenności Narodu Mohawków, zaś fakt, że jest zameldowany i mieszka wśród Mohawków po kanadyjskiej stronie granicy czyni zapędy USA tym bardziej wątpliwymi. Jego aresztowanie jest częścią starań Administracji Nixona, by karać młodych mężczyzn sprzeciwiających się wojnie [w Wietnamie - red.], ale większość sędziów okręgowych odmówiła - ze względów taktycznych - wzięcia udziału w tej kampanii, odmawiając wysyłania skazanych do więzień. Sędzia okręgowy J. Foley skazał Kanatakeniate na dwa lata "dobrowolnej pracy społecznej". ["How It Is With Us", AN 6/2,2]

"Sioux Falls, SD. - Tutejszy Sąd Okręgowy 28 maja uniewinnił trzy kobiety oskarżone o włamanie i kradzież w związku z oskarżeniem o grabież punktu handlowego w Wounded Knee w noc rozpoczęcia okupacji w 1973 roku. Są to Tonia Ackerman, Lorelei Decora Means i Madonna Gilbert. Był to trzeci proces przed sądem federalnym w Sioux Falls z oskarżeń związanych z Wounded Knee - i trzeci, w którym rządowi nie udało się uzyskać wyroku skazującego. (…)

Sędzia Urbom przerwał w pewnym momencie proces, by wysłuchać przyznania się do winy Allana Coopera, nie-Indianina oskarżonego o zbrojną napaść na urzędnika federalnego podczas okupacji Wounded Knee.. Był on pierwszym oskarżonym, który w procesach związanych z Wounded Knee przyznał się do winy. W związku z tym rząd wycofał dziesięć innych zarzutów przeciw niemu. Ogłoszenie wyroku odroczono do zakończenia procesu Meansa i Banksa w St. Paul. (…)

Około 50 spraw oczekuje na rozpatrzenie w Rapid City w związku z oskarżeniami o przestępstwa, które popełniono ponoć między konfrontacją w Custer [6.02.1973] a okupacją Wounded Knee [29.02.1973]. Większość z nich związanych jest z zamieszkami, do których doszło, kiedy tubylcy atakowani w niektórych barach dążyli do ich zamknięcia. Także w sądzie plemiennym w Pine Ridge liczne sprawy oczekują na wydanie wyroku." ["Wounded Knee Trials Continue", AN 6/2,4]

"Fort Yates, ND. - Doroczna konwencja Ruchu Indian Amerykańskich (AIM) i Międzynarodowej Rady Indiańskich Traktatów (IITC) odbędzie się w czerwcu [1974 roku - Red.] w Rezerwacie Standing Rock. (…) Komisja Roszczeń Indiańskich (ICC) zdecydowała 17 lutego, że Czarne Góry zostały odebrane nielegalnie ustawą Kongresu z 1877 roku i że USA mają wypłacić 'sprawiedliwą rekompensatę' wysokości 17 mln dolarów plus odsetki - łącznie 105 mln dolarów. Jednak opłaty dla adwokatów i zwrot środków wydanych przez władze na Siuksów zredukowałyby tę kwotę do kilku zaledwie milionów. (…)

Sprawa ciągnie się w sądach od 1923 roku i jest jednym z najdłuższych indiańskich procesów w historii. Wymierają kolejne pokolenia starców, czekających na pieniądze z Waszyngtonu. Za odebrane im ponad 7 mln akrów ziemi nie wypłacono im żadnej rekompensaty. Mocnym obrońcą praw traktatowych jest Rada Standing Rock. 26 marca uchwaliła ona rezolucję wzywającą rząd USA do honorowania Traktatu z Fortu Laramie z Wielkim Narodem Siuksów z 1868 roku. (…) Rezolucja stwierdza, że Siuksowie nie oczekują odszkodowania finansowego, lecz - wypełnienia traktatu.

Udział w konwencji zapowiedzieli czołowi prawnicy międzynarodowi oraz reprezentanci wielu krajów. Konwencja może także zdecydować o wyborze nowego kierownictwa. Dennis Banks, 42, zapowiedział w kwietniu, że planuje wycowanie się z aktywnego życia publicznego jako lider AIM. Oświadczył, że chciałby wrócić z dziećmi do życia z zastawiania pułapek. Także Russell Means wspominał o emeryturze, by mieć czas na założenie duchowego ośrodka dla tubylczej młodzieży. Poza tym, AIM miał pewne problemy wewnętrzne, które wymagają uwagi." ["International Treaty Meeting Held by AIM", AN 6/2,4]

"Obserwator trwającego od wielu miesięcy procesu mógłby mieć problem ze wskazaniem, kim są oskarżeni. Jest prawdą, że sprawa nosi nazwę 'USA przeciwko Dennisowi Banksowi i Russellowi Meansowi'. Jednak role odwróciły się i to rząd USA jest w defensywie. Nazwiska obu oskarżonych padają rzadko. Niewielu spośród tłumu świadków przedstawiło dowody łączące Banksa i Meansa bezpośrednio z zarzucanymi im przestępstwami. (…)

Tymczasem to Departament Sprawiedliwości, Federalne Biuro Śledcze (FBI) i oskarżyciele zbierają cięgi - tak od obrony, jak i od sądu. Ujawniony dokument Departamentu Sprawiedliwości mówi 21 listopada 1972, po zajęciu przez Szlak Złamanych Traktatów siedziby Biura do Spraw Indian (BIA), że ówczesny prokurator generalny R. Erickson nakazał FBI 'wzmożenie wysiłków w celu identyfikacji skłonnych do gwałtu jednostek i organizacji zaangażowanych w działalność Indian, zwłaszcza AIM'. FBI - mówi dokument - 'gromadzi i rozpowszechnia informacje wywiadowcze.'

Źródła federalne potwierdziły, że jedną z opcji rozważanych wielokrotnie podczas okupacji na wysokich szczeblach w Białym Domu było 'użycie zmasowanych sił', czyli armii. Opracowany 'wariant' obejmował koszty operacji, metody do użycia przez wojsko oraz szacunki, ilu Indian i ilu żołnierzy mogłoby zginąć. Obrona twierdzi, że ponieważ dwa z oskarżeń dotyczą 'nieposłuszeństwa obywatelskiego', to użycie wojska byłoby legalne tylko na rozkaz prezydenta. Jest też kwestia użycia policji federalnej, która - zdaniem obrony - musiałaby zostać zaproszona przez przywódców plemienia Siuksów Oglala. Jeśli tak nie było, to policjanci byli tam nielegalnie i wszelkie oskarżenia o przestępstwa przeciw nim należałoby wycofać.

Sędzia miał tylko jedno żądanie, na które Means się zgodził. Oskarżony nie będzie mógł nosić bluzy, którą miał w tym tygodniu podczas przesłuchiwania świadków. Duży biały napis na piersi czerwonej bluzy głosił: 'CUSTER HAD IT COMING' (Custer doigrał się)" [Army & FBI Involvement At WK.", AN 6/2, 9]

"Zajrzyj do gazety codziennej. Albo przejrzyj tygodniki. I miesięczniki. Zobacz, ile znajdziesz na temat największej bodaj grupy procesów politycznych, mających miejsce w wyniku jednego z większych aktów odrzucenia władzy USA od czasów Wojny Domowej. Niewiele - mówisz? Tak jest wszędzie w USA. Z jakigoś powodu relacje z procesów są minimalne.

Liderzy AIM zauważyli, że relacje z procesów pojawiają się tylko w rejonie St. Paul - Minneapolis, choć i AP i UPI wysyłają 'ryzy opisów'. Gazety i radiostacje nie korzystają jednak z tych relacji, albo uważając, że nie mają wartości informacyjnej, albo dlatego, że nie należy oddawać głosu bojownikom. Rzecznik AP zaprzeczył, by istniały jakiekolwiek rządowe naciski, by dać sobie spokój z tą sprawą.

Ale, jak napisał Gerald Vizenor na stronie redakcyjnej 'Minneapolis Tribune' - 'Był czas niedługo przed Wounded Knee, kiedy sprawy plemienne rzadko bywały tematem komentarzy redakcyjnych. Ale teraz, po części dzięki staraniom Banksa i Meansa, prześladowania, z powodu których ludy plemienne cierpią od ponad stulecia, dyskutowane są wszędzie - w gazetach, klubach i szkołach publicznych'. [No News?", AN 6/2,10]

"Do sądu federalnego trafiła skarga podważająca legalność wyborów przeprowadzonych 7 lutego w Rezerwacie Pine Ridge, złożona przez Russella Meansa i 28 innych głosujących z Narodu Oglalów. W wyborach kontrowersyjny przewodniczący rady plemiennej Dick Wilson został pierwszą osobą wybraną kiedykolwiek na drugą z rzędu kadencję na to stanowisko, pokonując Russella Meansa, który zwyciężył w pierwszej turze wyborów. Natychmiast po wyborach pojawiły się zarzuty o oszustwo, zastraszanie i inne naruszenia prawa. Skarga stwierdzała, że Wilson konspirował z innymi w celu zapewnienia sobie reelekcji przez jawne gwałcenie plemiennej procedury wyborczej i zastraszanie oponentów. Autorzy skargi domagają się przeprowadzenia nowych wyborów z udziałem niezależnych obserwatorów." ["Pine Ridge Elections Probed", AN 6/2,16]

"Indiańskie przywództwo w stylu Meansa przegrywa już 0 do 2. AIM nie zdobył władzy na drodze przemocy w Wounded Knee, zaś Means przegrał przy urnie wyborczej." ["Omaha World Herald", 24.02.1973]


"Grupa Mohawków - ponad 50 osób - zajęła górzysty teren w Parku Stanowym Adirondack, by móc żyć i wychowywać swoje dzieci w tradycyjny sposób. Przedstawiciel grupy powiedział, że nie spodziewa się konfrontacji, ponieważ uważaja, iż mają realne i moralne prawo do tej ziemi. Pierwsze doniesienia wskazują, iż lokalni mieszkańcy udzielają grupie pomocy i respektują jej życzenie bycia wolnymi od napływu gości i obcych. (…)

Wygląda na to, że stan Nowy Jork, który zajął te ziemie po Rewolucji, przyjął politykę zezwolenia obozowi na życie po swojemu. Jeśli ludziom nie powiedzie się i odejdą - nie będzie problemu. Jeśli mu się powiedzie i ludzie będą żyć w harmonii z przyrodą, stan będzie mógł wskazać z dumą na swoją 'oświeconą politykę'. ["Ganienkahake", AN 6/2,19]

"Ostatnia runda zabójstw miała miejsce 1 czerwca w Gallup, w Nowym Meksyku. Policja odnalazła ciała dwóch mężczyzn Zuni i jeszcze jednego niezidentyfikowanego mężczyzny. Jedno z ciał miało wiele ran kłutych. Tego samego popołudnia wybuchły zamieszki w Farmington, gdzie Nawahowie zebrali się, by zaprotestować przeciwko zamordowaniu trzech innych mężczyzn miesiąc wcześniej. Przez kilka tygodni tysiące tubylców zbierały się w Farmington na marszach milczenia w proteście przeciwko uprzedzeniom rasowym i niesprawiedliwemu traktowaniu ze strony nie-tubylczych mieszkańców. W marszach uczestniczyło mniej niz tuzin nie-Indian - trzech z nich to duchowni. 'Gdzie jest 35000 białych?' - pytał jeden z maszerujących. Burmistrz i rada Farmington wyraziły 'głębokie zatroskanie i sympatię' dla Nawahów po morderstwach, ale oni także nie wzięli udziału w proteście. (…) Trzech białych nastolatków zostało skazanych na pobyt w zakładzie poprawczym do czasu ukończenia przez nich 18 lat za brutalne pobicie ze skutkiem śmiertelnym trzech mężczyzn w pobliżu Farmington. John Redhouse, Nawaho, powiedział, że mordestwa nie były zakakujące. 'Od lat był to niemal sport, rodzaj chorej, perwersyjnej tradycji wśród białych licealistów z Farmington - udać się do indiańskiej części miasta, pobić i obrabować starszych, czasami pijanych Nawahów - mężczyzn i kobiety. Bez powodu - tylko dlatego, że byli Indianami. Za mało było aresztowań i oskarżeń. Zbyt często policja była nieskuteczna i niewrażliwa na liczne skargi naszych ludzi.'" ["Series of Racial Slayings Leave At Least Nine Dead; Tension Heightens", AN 6/2,20]

"'To odrażająca sytuacja' - mówi szef senackiej podkomisji ds. Indian, J. Abourezk z Dakoty Pd. Mówi o nieludzkich warunkach zdrowotnych wśród tubylczych Amerykanów z powodu wielkiego braku lekarzy i środków na leczenie. 'Ci ludzie mają najwyższy odsetek chorób w całym kraju' - mówi Abourezk o tubylcach. 'Zapadalność Indian na gruźlicę jest 8 razy częstsza od średniej - jeśli nie będą szybko leczeni, istnieje realna groźba wybuchu epidemii i rozprzestrzenienia się jej po wszystkich rezerwatach.' Podczas gdy w USA na jednego lekarza przypada 650 pacjentów, na jednego lekarza przypada 1700 osób z rezerwatów. (…)

Dr Everett Rhoades, wiceprzewodniczący Rady Plemiennej Kiowa i jeden z 28 zaledwie tubylczych lekarzy w USA, powiedział podkomisji, że to 'powody inne niż bezpieczeństwo finansowe' utrudniają przyciąganie lekarzy do wiejskich terenów tubylczych. Wygląda na to, że lekarze nie lubią żyć jak Indianie. Możliwośc przyciągnięcia nowych lekarzy podwyżkami jest niewielka - prezydent Nixon obcinał środki na Indiańską Służbę Zdrowia (IHS) przez cztery z ostatnich pięciu lat, doprowadzając infrastrukturę IHS do fatalnych warunków. Np. szpital w Rosebud powstał w 1914 roku i został skrytykowany nawet przez IHS, ale wobec braku środków musi zostać taki, jaki jest. Do tego dochodzi ogólnie słabe zdrowie tubylczej populacji. Np. cukrzyca jest w rezerwatach chorobą powszechną. Można ją kontrolować dzięki diecie, ale jest to trudne, gdy wielu ludzi żyje niemal wyłącznie z żywności rozdzielanej na kartki. Dezorganizacja społeczna prowadzi do częstszych wypadków i przemocy oraz do niedożywienia i braku opieki nad dziećmi. (…)

We własnie ukończonym studium zdrowia Indian lekarze z AMACoMS skarżą się na małą pomoc rządu, choć budżet IHS wzrósł z 35 mln w 1956 roku do 185 mln dolarów w tym roku. 'Wydatki na głowę w indiańskiej opiece zdrowotnej są o 30-40% niższe od śrdniej krajowej' - głosi raport. Ponad połowa z 51 szpitali IHS nie spełnia norm, 'dwie trzecie jest przestarzałych, a 22 wymagają likwidacji. Wiele to stare wojskowe jednoizbowe budynki, bez klimatyzacji koniecznej w najgorętszych rejonach kraju.'" ["Shortage of Doctors and Money", AN 6/2,21]


"Mniej niż godzinę zajęło ławie przysięgłych uniewinnienie czworga tubylców z hrabstwa Robeson w Karolinie Północnej, oskarżonych w związku z kradzieżą dokumentów zabranych z siedziby Biura do Spraw Indian (BIA) podczas okupacji w listopadzie 1972 roku. Uniewinnienie nastąpiło pod koniec grudnia, po ośmiu dniach przesłuchań. Obrońcy powiedzieli ławie przysięgłych, złożonej z dziesięciu białych i dwóch czarnych ławników, że poniewż ich klienci nie umieją czytać ani pisać, nie mieli powodu, by 'zabrać, ukryć i przechowywać własność Departamentu Spraw Wewnętrznych', jak głosił akt oskarżenia. 9 kwietnia agenci FBI i policjanci z hrabstwa Robeson odzyskali w domu rodziny Locklear 7200 funtów [3500 kg] dokumentów. Zabrano je z biur BIA w trakcie okupacji, w której do tubylców z całych USA i Kanady dołączyło ok. 400 tubylców z hrabstwa Robeson, zwanych Tuscarora albo Lumbee. (…) Prokurator McNamara usiłował przekonać ławę przysięgłych, że Locklear zamierzali 'wykorzystać' dokumenty. Blacksmith {lakocki świadek oskarżenia, który prowadził ciężarówkę z dokumentami BIA - red.] zeznał, że słyszał od liderów AIM, że dziennikarze chcą zapłacić za nie 20 tys. dolarów. Odzyskane dokumenty przechowywano od kwietnia w rządowym budynku w Railegh, co zrodziło wątpliwości, jak BIA funkcjonuje bez nich przez cały rok. (…) Jak na ironię, Indianie z hrabstwa Robeson są uznawani przez BIA, ale nie mają rezerwatu i dlatego nie dostają środków z BIA - agencji, o kradzież dokumentów której zostali oskarżeni.

Lumbee byli kiedyś zwani Kroatanami i byli traktowani jak biali. Później, w 1834 roku, oni, Czirokezi i niektórzy Murzyni zostali uznani za "wolnych kolorowych" i w związku z tym odmówiono im prawa do głosowania, budowania kościołów i posyłania dzieci do szkół dla białych. Przez 50 lat Indianie z Robeson woleli nie chodzić do szkoły w ogóle, niż uczęszczać do gorszych szkół dla czarnych. Własne szkoły zezwolono im prowadzić w 1885 roku. Wyedy też Lumbee zaczęli prosperować, chociaż nadal panuje wśród nich głęboka bieda. Oddzielny system szkolny trwał do 1970 roku, gdy USA zdecydowały, że szkoły mają być zintegrowane. Dla Lumbee oznaczało to utratę kontroli nad jedynymi realnymi instytucjami, które jeszcze posiadali, bowiem wszystkie ślady tradycjonalizmu dawno już wśród nich zaginęły. ["4 Aquitted In BIA Papers Case", AN 6/2, 22]


"Rok po tym, jak 500 amerykańskich Indian zakończyło tygodniowa okupację budynku Biura do Spraw Indian (BIA) w Waszyngtonie, oskarżenia i kontroskarżenia, obietnice i groźby, które towarzyszyły ewakuacji - pozostają w wiekszości nierozstrzygnięte. (…) Dennis Banks, lider bojowego Ruchu Indian Amerykańskich (AIM), stwierdził, że 'protestujący zmienili bieg historii. Z praktycznego punktu widzenia, zniszczyliśmy BIA'. BIA co prawda istnieje, ale nie ma się najlepiej. Przez blisko rok agencja nie miała kierownictwa. Sam budynek, powaznie zniszczony podczas okupacji, odremontowano i przemianowano. Personel BIA rozproszono, by - jak zauważył jeden z Indian - 'nie bylo celu do ataku'. W zamian za pokojową ewakuację przedstawiciele Białego Domu podpisali porozumienie zalecające, by nikt nie został oskarżony z powodu okupacji. Chociaż rzecznik oświadczył później, że amnestia nie dotyczy winnych znacznych szkód w budynku, to nikogo o to nie oskarżono.

USA zgodziły się powołać międzyagencyjny zespół do zbadania Dwudziestu Punktów, które członkowie karawany przynieśli do Waszyngtonu. Zespół powstał i podkomisje Senatu i Izby Reprezentantów do spraw Indian wysłuchały skarg, ale ani Indianie, ani urzędnicy nie twierdzą, by przyniosło to jakikolwiek efekt.

Po wycenieniu szkód wynikłych z okupacji na 2,28 mld dolarów władze określiły ją jako najbardziej destrukcyjny w historii kraju atak obywateli na własność federalną. Po dobrowolnym zwrocie części przedmiotów i odzyskaniu prawie wszystkich skradzionych dokumentów, szacunki szkód nieco obniżono. (…)

Osiem osób skazano za posiadanie niektórych kradzionych dokumentów (innych oskarżonych uniewinniono). Jeżeli dokumenty te zawierały dowody urzędowych nadużyć, to Indianom nie udało się przedstawić ich opinii publicznej.

'Jesli chodzi o postawy - powiedział indiański działacz Hank Adams - Indianie mają się lepiej. Ale jeśli mówimy o osiąganiu celów, to niewiele się wydarzyło, choć możliwości są większe.'

Były komisarz BIA, Louis R. Bruce Jr. - który stracił pracę - powiedział, że 'prześladują go koszmary programów pomocy dla Indian, które nigdy już nie zostaną zrealizowane'. Bruce, który podczas okupacji był wysoko ceniony przez wielu działaczy wątpi, by 'naprawdę myśleli oni o zajściu aż tak daleko'. Jego zdaniem, 'Indianie muszą nauczyć się radzić sobie z Kongresem. Nie wystarczy już narzekać i nic nie robić'. Liderzy protestu stanęli zwykle do nowych konfrontacji. Wielu z nich aresztowano w Wounded Knee i oskarżono o przestępstwa kryminalne. Adams, który nie jest członkiem AIM mówi, że rozczarował go sposób,w jaki zarówno urzędnicy federalni, jak i przywódcy ogólnokrajowych organizacji indiańskich usiłują rozwiązywać problemy Indian. Złagodził natomiast swoją krytykę wielu przywódców z rezerwatów. Adams skrytykował AIM za to, że 'wciąż stwarza nowe możliwości', ale 'nie jest przygotowany do osiągania swych głównych celów'. Główna zasługa AIM, to - wg Adamsa - 'dawanie nadziei wielu Indianom. To jest dobre dla ducha i poprawia nastawienie.' ["BIA - One Year Later", AN 6/2,22]

"W 1971 roku przewodniczący Nawaho, Peter MacDonald, kwieciście ogłosił, że prezydent Nixon może zostać wyzwolicielem. Chociaż w 1970 roku Nixon obiecał Indianom samookreślenie, to dopóki rządowi urzędnicy kontrolują sakiewkę i muszą zatwierdzać każdą decyzję rady plemiennej, to plemiona nie będą miały realnej kontroli nad swoim przeznaczeniem. Rząd tak bardzo prześladuje plemienną inicjatywę, że rozwój gospodarczy Indian jest w praktyce żaden. Większość Indian jest jak ci w koloniach, którym nie dano możliwości zdobycia wykształcenia i zawodu, i w rezultacie tylko minimalnie uczestniczy w gospodarce pieniężnej USA - blisko milion Indian w tym kraju ma - wg najnowyszych danych - dochód roczny na poziomie zaledwie 1537 dolarów rocznie. (…)

Dla kontrastu, są Indianie, którzy mają więcej szczęścia. Np. William Keeler, Naczelny Wódz Czirokezów, zarabiał do niedawna 280 tys. dolarów rocznie jako prezes Phillips Petroleum; teraz jest prezesem zarządu nowego indiańskiego banku w Waszyngtonie. Z 16 praprzodków Keelera jeden był Czirokezem, 15 - nie. Wodzem został z nominacji prezydenta USA, a nie zgodnie z obyczajami Czirokezów, lub z ich wyboru. Gdyby kiedykolwiek plemiona mogłyzrobić coś dla siebie, Indianie nie byliby dziś najbiedniejszą grupą w kraju. Jednak urzędnicy sądzą, że Indianie nie są zdolni do zarządzania swoimi sprawami i postanowili dostarczać tylko minimalne środki na rozwój gospodarczy. Kontrolowane przez nie-Indian szkolne programy są nieodpowiednie do potrzeb i nie zapewniają Indianom szkolenia zawodowego. Niewiele uczyniono dla wykreowania indiańskich właścicieli i zarządców przedsiebiorstw, a tak podstawowe warunki rozwoju gospodarczego, jak dobre drogi są tak niedoceniane, że na budowę dróg brakuje dziś miliard dolarów.

Zamiast zapewniać Indianom środki na rozwój rezerwatów, rząd od 1952 roku wręcza Indianom bilety w jedną strone do miast, gdzie mają zdobiwać zawód i pracę. Ale, jak się okazuje, ponad połowa z co najmniej 150 000 przesiedlonych Indian nie mogło wykorzystać swoich umiejętności, nie znalazło pracy, lub po prostu odrzuciło życie w mieście i wróciło do domów w rezerwatach. Tam też nie znaleźli miejsc pracy, bo nie uczyniono nic, by je stworzyć. Jednak, z powodu głuchoty rządu na potrzeby Indian, program jest kontynuowany pod nową nazwą jako 'wspieranie zatrudnienia'. W 1969 roku firmy produkcyjne i handlowe w rezerwatach lub w ich pobliżu zapewniały jedynie 6000 miejsc pracy, podczas gdy BIA - 11500.

Indianie stają się coraz bardziej zależni od dochodów z pracy, a o tę trudno - chyba że jest dostępna praca dla rządu (połowa pracujących Indian pracuje dla władz). Niewielu Indian może utrzymać rodziny z rolnictwa lub hodowli, ponieważ nie otrzymują niezbędnej pomocy. BIA nie pozwoli Indianom na korzystanie z subsydiów dla farm, banków ziemi, czy innych programów pomocy federalnej. Zamiast rozwijać nawodnienie i inne projekty zapewnienia wody dla Indian, BIA koncentruje się na dostarczaniu wody nie-Indianom. A w niektórych rezerwatach nawet 90% ziemi BIA oddało w dzierżawę nie-Indianom.

Ponieważ ustawa o powszechnym podziale ziemi z 1887 roku usiłowała doprowadzić Indian do 'cywilizacji' przez prywatną a nie plemienną własność ziemi, dziś około 1/4 (12 mln akrów) z 56 mln akrów indiańskich ziem należy do indywidualnych Indian. Z tego 6 mln akrów podzielonych jest - w wyniku dziedziczenia - tak, że jeden kawałek ziemi należy nawet do 100 spadkobierców. Indianie traca dochody także dlatego, że ponad połowa tej ziemi wydzierżawiona jest nie-Indianom - czasem bez podpisów wszystkich właścicieli - a ponad 500 tys. akrów - to nieużytki.

Tak więc, z jednej strony rząd zezwala na zacofanie indiańskich zasobów ziemskich i wodnych, lub przekazuje je nie-Indianom. Z drugiej zaś strony, by stymulować rozwój rezerwatów, oficjalna polityka administracji Nixona - to oferowanie szkolenia zawodowego i innych zasobów niezbędnych do rozwoju indiańskich przedsiębiorstw. Były komisarz BIA Louis Bruce tak mówił o swoich celach na 1971 rok: 'Chcę, by Indianie kupowali jedzenie na indiańskim targu, a indiańskie ciężarówki przywiozły tam produkty indiańskich dystrybutorów. Chcę, by indiańskie firmy budowały domy według indiańskich projektów'. Póki co, wszystkie te funkcje pełnią raczej nie-Indianie, a pieniądze odpływają z rezerwatów. (…)

Ponieważ ponad połowa plemion ma w funduszach powierniczych po mniej, niż 100 tys. dolarów, ich rozwój gospodarczy uzależniony jest od pożyczek i grantów, ale jako że rząd 'nie chce konkurować z prywatnym biznesem' - jak stwierdził jeden z urzędników BIA - dopiero wtedy, gdy Indianie zostaną odesłani przez prywatne banki i pożyczkodawców, mogą ubiegać się o pomoc rządową. Tymczasem z powodu braku zabezpieczeń Indianom niezwykle trudno jest zdobyć prywatne kredyty. (…)

Indianie budują swoją przyszłość na wartościach zasadniczo odmiennych, niż nie-Indianie - takich jak brak współzawodnictwa oraz orientacja bardziej grupowa, niż indywidualna. Ale amerykański kapitalizm żąda rywalizacji wśród członkami plemienia i stwarza w wynagrodzeniach i poziomach życia różnice, które mogą tworzyć świadomość klasową nieznaną w tradycyjnych społecznościach. Wielu członków plemion może nie akceptować w pełni takiego systemu, promowanego przez nie-Indian oraz Indian pod ich kuratelą, bo w końcu nie każdy chce być Williamem Keelerem. Dlatego rozwój plemienny winien być raczej w rękach plemion, a nie w rękach nie-indiańskich urzędników. Plemiona powinny same definiować swoje problemy i wyznaczać własne cele, i dopiero wtedy rząd powinien przychodzić im z pomocą - jak wszystkim innym społecznościom." [Pat Porter: "Why Indians Stay Poor", AN 6/2,26]

"Jeszcze kilka lat temu niewiele łączyło lud Kri z resztą świata. Pozostawał na swoich ziemiach na północy - polując, łowiąc ryby i ciesząc się dobrym życiem. Ale, po decyzji rządu Quebeku o budowie - bez pytania o zdanie - na ich ziemiach największych na świecie elektrowni wodnych, ich życie uległo poważnej zmianie.

W ostatnich sześciu miesiącach w najwyższych sądach kraju walczyli z prawnikami Królowej, by powstrzymać ten projekt. Przegrali, ale wtedy zaangażowali się w wyjaśnianie, dlaczego odrzucają ofertę 100 mln dolarów, złożoną przez premiera Quebeku Roberta Bourassę - który sądził, że może odkupić ich ziemię. Olbrzymi projekt jednak ruszył. (…)

Dla tradycyjnie myślących Kri sposób życia stworzony przez ich przodków i Stwórcę pozostaje tym, który im najbardziej odpowiada. Jesienią odwiedzają punkt handlowy w osiedlu, gdzie kupują zapasy mąki, cukru i herbaty. Potem, w grupach złożonych z 2-3 rodzin, wyruszają psimi zaprzęgami, na nartach lub czasem wynajętą awionetką w głąb puszczy, gdzie spędzają zimę, stawiając pułapki na lisy, króliki i inne zwierzęta futerkowe. Wiosną polują na gęsi lecące na północ, a lato spędzają w kanu, łowiąc łososie i pstrągi. Późne lato i jesień to kolejna okazja do polowań na powracające na południe gęsi i cykl pór roku zaczyna się od początku.

Projektanci elektrowni twierdzą, że polowanie nie może zapewnić utrzymania rosnącej liczbie Kri i że projekt tylko w fazie budowy zapewni 6500 miejsc pracy. Kri odpowiadają, że miejsca te zajmą przygotowani do pracy w przemyśle biali z południa. Ekolodzy twierdzą, że rząd Quebecu zawyża zapotrzebowanie na energię i że prowincja chce ją sprzedawać do USA. (…)

Rząd federalny wydaje się być częścią tej zmowy milczenia. Publicznie ograniczył się do finansowego wsparcia batalii prawnej tubylców i nie uczynił nic, by potwierdzić swą odpowiedzialność za tubyców, żeglugę, ochronę wybrzeża, środowisko, czy interesy całej Kanady.

Tymczasem rząd Quebeku i Korporacja Rozwoju James Bay mamroczą o projekcie stulecia, ogromnym wyzwaniu i ziemi jutra. 'Nie da się zachować XVIII-wiecznej kultury w XX wieku. Nie można powstrzymać postępu.' I nawet doradca ludzi z James Bay, prawnik z Montrealu, wtóruje, że "biali i tak przyjdą, bo chcą tej ziemi. A jak czegoś chcą, to dostają.'" ["The James Bay Project", AN 6/2,28]

"Kopenhaga, Dania - Arktyczne i północne ludy tubylcze, w tym Inuici z Kanady i Lapończycy ze Skandynawii, uzgodniły tu 25 listopada podjęcie wspólnych wysiłków na rzecz uznania przez władze ich praw do ziemi. Kończąc czterodniowe spotkanie, przedstawiciele ludów arktycznych przyjęli rezolucję wzywającą ich rządy do uznania 'z uczciwością' kolektywnej własności ich ziem i wód oraz ich prawa do uczestnictwa w każej eksploatacji przemysłowej ich ziem 'na w pełni równych prawach'. Konferencja, pierwsza tego typu, powołała komitet, który ma zbadać możliwości utworzenia stałej organizacji polarnej, która powstałaby na kolejnej międzynarodowej konferencji za rok.

Otwierający konferencję James Wah-shee, prezes Braterstaw Indian z Terytoriów Północno-Zachodnich, ostrzegł, że światowy krysys energetyczny wymusił pilne konsultacje tubylców Arktyki. 'Nagły apetyt na nowe bogactwa stanowi oczywiste zagrożenie dla naszych stylów życia' - powiedział. Słuchali go kanadyjscy Indianie i Inuici, Inuici z Grenlandii oraz Sami ze Szwecji, Norwegii i Finlandii. Zabrakło delegatów z Alaski, uczestniczących w negocjacjach swoich roszczeń ziemskich." ["Arctic & Northern Natives Unite in Land Claims with Four Nations", AN 6/2,34]


"Zgodność tradycyjnych tubylczych małżeństw kwestionowana jest przez firmę ubezpieczeniowa, która oświadczyła, że nie zapłaci 2000 dolarów odszkodowania z tytułu smierci Indiance, ponieważ jej trwające 12 lat mażeństwo 'nie było legalne'. Shirley Chipaway, której mąż zginął w wypadku samochodowym, poślubiła go w 1960 roku podczas tradycyjnego obrzędu na Terytoriach Północno-Zachodnich. 'Od rodzin, które przyjeżdżają do nas z zagranicy wymaga się tylko oświadczenia o legalnym związku' - oświadczył adwokat rodziny. 'Firma ubezpieczeniowa odmówiła uznania pisemnego oświadczenia wodza. To dyskryminacja'. Firma z Alberty odmówiła uznania małżeństwa, choć w sąsiedniej prowincji jest ono legalne. Po negocjacjach uznała jednak prawo sześciorga dzieci do odszkodowania o łącznej wartości 20000 dolarów." ["Alberta", AN 6/2, 35]


"Kolonialiści zawsze mieli problem definiowania tubylczych ludów, których ziemie zajmowali. Z początku jest to łatwe, ale z upływem wieków komplikuje się. Niektóre państwa, jak USA czy RPA, definiują tubylców wg ilości krwi, co rodzi takie pojęcia, jak "półkrwi", czy "ćwiećkrwi". Ale kanadyjska ustawa o Indianach zdefiniowała Indianina jako osobę będącą potomkiem w linii męskiej osoby uprawnionej do posiadania ziemi w rezerwacie w roku 1876. Teraz, gdy Kanada rozważa odkupienie praw tubylczych od tubylców, rząd wpadł we własne sidła: jest wielu tubylców, którzy choć nie są oficjalnie "Indianami", to mają takie prawa i wielu oficjalnych "Indian", którzy ich nie mają. Według pewnego ściśle tajnego dokumentu z Ottawy departament ds. Indian zalecił rządowi 5 kwietnia 1973, by rozstrzygnąć wszystkie wątpliwości raz na zawsze i spłacić obie grupy.

(…) Dokument stwierdza, że wielu, którzy są 'oficjalnie' Indianami nie ma 'widocznych cech fizycznych indiańskiej krwi, a jednak członkowie takich rodzin mogą powoływać się na swój indiański status'. Z drugiej strony 'może być wiele nie-statusowych rodzin, zachowujących wszystkie cechy fizyczne i utrzymujących indiański sposób życia, które status utraciły.'

(…) Jak napisał jeden z komentatorów: 'Gdyby rząd uznał <krew> i <sposób życia> za nieodłączny warunek zaspokojenia roszczeń, to dlaczego nie uznać natychmiast, że korzyści płynące z Ottawy do wielu, którzy nie mają tak dobrej krwi i <sposobu życia>, powinny trafić do zasługujących na to, lecz <nie-statusowych> Indian.'" ["Who Is An Indian?", AN 6/2, 36]


"Przy pomocy serii policyjnych najść rząd USA zaatakował prawo tubylców do używania piór. W kwietniu aresztowano 28 osób, oznajmiając z dumą, że przerwano 'krąg odpowiedzialnych' za mordowanie ptaków wędrownych [będących w USA pod całkowitą ochroną - red.]. (…)

Jedna z oskarżonych, Laura Jones potwierdziła, że sprzedała wachlarz z piór agentowi podczas targów rzemiosła w centrum handlowym. 'Wachlarz zrobiłam z piór zbieranych przez 5 lat przy szosie. Gdybym wiedziała, że łamię prawo, nie wystawiałabym go publicznie.' (…)

Władze twierdzą, że odzyskały od Indian i 14 nie-indiańskich handlarzy 40000 piór. Oprócz orlich piór oskarżeni mieli pióra jastrzębi, sów i ptaków śpiewających chronionych przez prawo.

Sekretarz spraw wewnętrznych Rogers Morton powiedział, że tubylcy mają legalne sposoby zdobywania ptasich piór w celach religijnych, a posiadanie, sprzedaż i wymiana piór lub ich części są zakazane 'niezależnie od tego, kto zabił ptaka i kiedy. Departament spraw wewnętrznych ma repozytorium, w którym przechowuje się szczątki orłów zabitych lub padłych z przyczyn naturalnych. Wydaje się je bezpłatnie Indianom, którzy praktykują plemienne ceremonie religijne.' Departament musi najpierw zatwierdzić przywódców religijnych, a oni z kolei mogą wystawiać zaświadczenia swoim naśladowcom, którzy potrzebują piór. Tymczasem, zdaniem Indian, nie tylko sama procedura jest niemal świętokradcza, ale zgodnie z nią ciężko jest zdobyć pióra.Gerald Wilkinson, dyrektor NYIC, powiedział, że złożył wniosek 18 miesięcy temu i nadal czeka na pióro. Komancz Cornell Tahdooahnippah dodał, że pewien szaman czeka już 10 lat." ["Interior Department Raids Crack Down On Native Use of Feathers", AN 6/2, 37]


"Plemię Pitt River z północnej Kalifornii zwróciło się do Sądu Najwyższego z wnioskiem o nakazanie przeglądu jego roszczeń w związku z brakiem odpowiedzi na prośby o interwencję Białego Domu i po odrzuceniu petycji plemienia do Sądu Apelacyjnego o ponowne otwarcie jego sprawy. Lud Pitt River od lat stara się o rozpatrzenie swojej sprawy przez sądy, często uciekając się do okupacji lub blokując wyrąb lasów na ziemiach swoich przodków. (…)

Wśród tubylczej ludności Kalifornii liczące mniej niż 500 osób plemię Pitt River uważane jest za jedyne, które walczy o zwrot ziemi. Inni Indianie tego stanu stworzyli organizację zwaną Indianie Kalifornii Na Rzecz Sprawiedliwego Odszkodowania (CIFFS), która domaga się dodatkowych wypłat w gotówce." ["Pitt River People Seek Return Of Land", AN 5/2, 38]


"Gubernator Kalifornii Ronald Reagan chce zbudować nowy dom. Miejsce, które wybrał - ku rozczarowaniu tubylców - jest starym indiańskim terenem religijnym i cmentarzem. Grupa tubylców zwróciła się w marcu do gubernatora z petycją o zezwolenie na prywatny 'ściśle religijny' obrzęd w tym miejscu, ale odmówiono im. Odpowiedź, która nadeszła od policji stanowej mówi, że miejsce to 'jest teraz placem budowy i nie może być wykorzystane w innych celach'. Na budowie nic się nie dzieje. ["Ronald Reagan Mansion", AN 6/2, 38]


"Następnym razem, gdy ktoś powie, że tubylcy mogłiby mówić lepiej po angielsku, przypomnijcie mu, że takie 'angielskie' słowa jak 'skunk', 'racoon', 'moose', 'quahog', 'mackinaw', 'hickory', 'pecan', 'succotash', 'woodchuck', 'hominy', 'squash', 'opossum', 'persimon', 'tomahawk', 'moccasin', 'caucus', czy 'muskrat' to tylko początek długiej listy słów tubylczych - nie licząc Chicago, Tallahassee, Missisipi, itp." [“Tidbits", AN 6/2, 39]


"Dr. Madge Skelly, Onondaga, otrzymała Federalną Nagrodę Kobiet w uznaniu jej zasług we wprowadzaniu indiańskiego języka gestów jako sposobu komunikacji pozbawionych głosu weteranów w Szpitalu dla Weteranów w St. Louis." ["Tidbits", AN 6/2, 38]


"Nancy Oestreich Lurie, profesor Uniwersytetu Wisconsin w Milwaukee i oddana przyjaciółka Indian z Wisconsin, została kuratorem antropologii w Publicznym Muzeum Milwaukee." ["Tidbits", AN 6/2, 38]


"Z listów do Roberta, który napisał, że chciałby być maskotką hokejowego klubu Mohawków: 'Mam nadzieję, że mój list - i inne - pomogą ci przemyśleć twoją postawę wobec ludzi innych kultur. Pomyśl, czy to, że przebierzesz się za Mohawka da coś pozytywnego członkom tego narodu? Czy sądzisz, że ludzie, którzy zobaczą cię w przebraniu, nabiorą więcej szacunku dla mądrości, kreatywności i piękna w sercach prawdziwych Mohawków? Jedna z głównych przyczyn, dla których tak mało o nich wiadomo to to, że tacy ludzie jak ty i ja tak długo uważali, że Indianie nie mają nic do zaoferowania, poza, być może, paroma mokasynami, strojami i fajną biżuterią. Już dawno czas, by pojąć, że Indianie to coś więcej niż tylko ładne stroje.'

'Mimo najszczerszych intencji, bycie indiańską maskotką klubu nie pomoże ukazać Indian jako ludzi, którym należy się godność i nasz szacunek. Portretowanie indiańskiego ducha w okolicznościach, które są całkowicie nie-indiańskie to dla mnie coś takiego, jak przebieranie się na Halloween. Wierzę, że czas już ukazywać wszystko z odpowiedniej perspektywy i uznać, że strój żadnego ludu nie może być używany dla sportu lub zabawy przez innych.'

'Jeśli zechcesz, nauczymy cię naszych obyczajów, tradycji i wierzeń. A pierwsza lekcja brzmi - bądź tym, kim jesteś.'" ["Letters", AN 6/2, 45]


Subiektywnego wyboru dokonał i teksty przetłumaczył Marek Nowocień (2004-2005)