A mnie w skrócie rzecz biorąc zlot się nie podobał. Być może jednak dlatego iż pamiętam bardziej kameralną i przyjazną atmosferę zlotów kilkanaście lat temu i jakoś nadal trawi mnie sentyment tamtych czasów. Nie było w tym zlocie nic szczególnego, ludzi przybyło o wiele mniej niż w zeszłych latach więc i program zlotu był (jeśli w ogóle można to tak nazwać) ubogi. Gdzie te śpiewy przy głównym ogniu na które niegdyś zwalały się tłumy ludzi? Gdzie pogadanki na temat różnych plemion czy chociażby spotkanie dla tych, przyjeżdżających po raz pierwszy? Czy ktoś pamięta jeszcze jak kibicowaliśmy grającym w bizonie jądra Lakotom vs Crow? Albo oglądaliśmy inscenizację bitwy pomiędzy miłośnikami powyższych plemion? Możnaby tak długo wymieniać. Nie było mnie na całym zlocie więc być może coś mnie ominęło i jeśli tak to przepraszam za powyższe negatywy. Aczkolwiek było ich więcej. Turyści - turyści wchodzący na teren zlot w godzinach jakie im pasowały, robiący co im się tylko podoba. Turyści niemalże siłą zaglądający ludziom do tipi (bo przecież zapłacili to wejść mogą), turyści chodzący pomiędzy namiotami i głupio przyglądający się jak przygotowujemy posiłek. W naszym gronie każdy czuł się jak obserwowana małpa w zoo. Turyści dorzucający drewna do świętego ognia. Wiele osób kręciło nosem, nikt nie był w stanie wypowiedzieć się negatywnie. Strach? Rezygnacja? 80 % pytanych przeze mnie osób chciało zlotu w Sypniewie. Mamy białostoczczyznę. Oby było lepiej. Mogłabym napisać o wiele więcej, być może zawrę swoje spostrzeżenia w relacji pozlotowej - być może nie zawrę. Walczy we mnie chęć mobilizacji ludzi do działania pomieszana z rezygnacją i nihilizmem spowodowanymi tym, co widzę teraz a tym co widziałam kiedyś.

Pozdrawiam,

Topola