Okiem Strażniczki Ognia...
Od razu na wstępie chciałabym zaznaczyć (dla wszystkich wątpiących, zarówno
członków stowarzyszenia, jak i spoza niego), iż nie pisze tu jako oficjalny
głos Strażników Ognia, a tylko pragnę wyrazić swoją, nie da się ukryć,
subiektywną opinię. Ale przecież podobno o to właśnie chodzi. A więc do
rzeczy.
Wrażenia pozlotowe mam raczej dziwne... troszkę nawet nie bardzo wiem od
czego zacząć. Może należałoby najpierw zadać ogólne pytanie: kto w ogóle
zauważył, że Główny Ogień BYŁ. Kto przyszedł się z nim przywitać, pożegnać...
Było Pow Wow - dobrze, była inwazja turystów - ok - nie twierdzę, że sama
na tym nie skorzystałam - taki już urok zlotów w Uniejowie i naiwnością
byłoby sądzić, że takiej sytuacji nie będzie... Cągnąc dalej wyliczankę:
teren - ok - ja tam lubię Uniejów, a te stada tirów na moście, cóż
drobiazg niewart uwagi, prawda? Bo teren był generalnie ok - ostów nie było
- na przykład. I moje dziecko boso latać mogło ile chciało. Czyli plus.
Sanitariaty, umywalnia, faktoria - jak zwykle u Ranoresa - nie ma się do
czego przyczepić. Drewno opałowe... tia... I znów by trzeba rozpisać się
w superlatywach bo jest to pierwszy zlot w mojej ośmioletniej karierze (a
czwarty jako Firemanki), kiedy to przyszło nam Centralny Ogień dębiną
karmić... szacun. Ale... Jako że i w beczce miodu znajdzie się łyżka
dziegciu, więc i tym razem nie było idealnie. Organizator zapewnił nam opał
i chwała mu za to. Kazał nam 'wystąpić na apelu' - przepraszam -
zaprezentować się na arenie - ok, ale już potem jakoś nie dało się
poprosić ludzi o chwilkę skupienia podczas zapalania ognia. Byliśmy tam
sami, nieco zdezorientowani - trzeba to przyznać - rozwojem sytuacji. Niejako
odrobinę wypchnięci poza nawias wydarzeń. Poczekaliśmy trochę, ale że tańce
trwały w najlepsze, cóż było robić? Rozpaliliśmy go sami. Tak jakby ten
ogień był nasz, tylko dla nas, i tylko dlatego że takie mamy widzimisię,
żeby tam sobie przy nim siekierą pomachać, łapy pooparzać i tylne części
ciała poodgniatać... A przecież przychodzicie Drodzy Współzlotowicze do
Ognia, przecież siedzicie jak dawniej, śpiewacie, cieszycie się jego światłem
i ciepłem... Przecież nie jestem chyba kompletnie naiwna sądząc, że wciąż
jeszcze potrzebujecie tego Ognia, który jak nic innego na całym zlocie
gromadzi nocami nas wszystkich, niezależnie od wyznawanych poglądów,
zainteresowań, a... z resztą - sami wiecie.
Pozostaje mi tylko na koniec życzyć sobie przed przyszłym zlotem, abyście
Kochani nie zapomnieli o Głównym Ogniu, o nas i o naszej pracy... byście
nie widzieli w nas tylko fanatyków, którzy dla jakiejś bzdurnej idei nie
pozwalają Wam ruszyć tego 'najlepszego' drewna, bo Ogień jest dla nas
wszystkich - nie dla Strażników. My tylko pełnimy przy nim służbę.
Biała Sowa