Kataszy
– wie za co :)
Pablowi
i Gosi za to, że wokół nich zbierają się ludzie, których mogłam poznać,
za paciorki, sukno, skóry i całe mnóstwo innych rzeczy, których akurat
nie miałam lub nie mogłam znaleźć a które cierpliwie mi pożyczali lub
dawali, za nocleg w Ich tipi, kiedy czułam się najbezpieczniej, za pomoc w
postawieniu mojego domu, za dzwonek i mnóstwo „materiałów dydaktyczno
– naukowych”, za wspólny czas, do którego tęskno mi przez cały rok
Adasiowi
za ogień i kawę rano, kiedy najbardziej się nie chce, za „wsparcie”
na twardej ziemi przy ogniu i za to, że zostałeś
Szosiemu
„Temu Który Przeżył” za jego poczucie humoru, za „zaproszenie do tańca”
i za dom, którego nie mogę zająć:)
zespołom
Maka Sapa i Star Horse za ich pieśni, które dłuuugo po zlocie pozostają
gdzieś w zakamarkach serca przypominając dlaczego warto tańczyć
wszystkim
tancerzom i tancerkom za ich kolorowe, fantastyczne stroje i za to, że tańczę
razem z nimi, mimo że kiedyś przyrzekałam, że ja – nigdy
Magua’e
za wodny bębenek i flet, którego nigdy wcześniej nie słyszałam przy Głównym,
za pieśni i opowieści o sile ducha
„Nie
Boją się Go Bobry” za moje nowe imię i zaproszenie na spływ (nie myśl,
że nie przyjadę:))
Adamowi
i Wioli za wieczór w ich przytulnym tipi, za herbatkę po której dużo się
chce i za rozmowy nie tylko o rzeczach błahych i za torebkę pojednania też
:)
Ewie
za pogodę ducha i zabawne opowieści, za
pokaz pięknej „rezerwatowej mody”, za zaproszenie na imieniny i pyszne
ciasto
Cieniowi
za rozmowy na temat (szkoda, że tak ich niewiele na Zlocie), za jego spokój
podczas burzliwej dyskusji, za powitanie dnia, za patyczki, za „przepis na
frybready”, za ogień „pod kuchnią”, za transport (przepraszam za
moja paplaninę – to było bardzo nieindiańskie :), a przede wszystkim za
pałeczkę, która wiele przeszła w przenośni i dosłownie
Anicie,
Monice, Emi, Alex i wszystkim innym dziewczynom, do których głosów mogłam
się dołączyć śpiewając do rana i utraty tchu
Józefinie
za to, że przywiozła tipi i że dzięki temu była blisko z rozmową, radą
i pomocą, za to, że dołączyła do Stowarzyszenia Kobiet Pejotlujących
Łyżki, i za jej pożegnalne życzenia dla mnie
Izie
i Ewie za tańce na pow wow, w czasie których całe TDK pękało z dumy
(…”to tańczą nasze dziewczyny”…), za paciorowanie, za uściski i
buziaczki i za to, że zechciały posłuchać i nauczyć się czegoś
wszystkim,
którzy poza pow wow ubierali stroje, bo dzięki nim nie czułam się jak
odmieniec
Gandzi,
za to że śpiewa, tańczy, gotuje, pacioruje, szyje, rozpala i podtrzymuje
ogień, śmieje się i płacze i wiele innych, a ja mogę robić to razem z
nią, jednym słowem - za to, że jest jak siostra; a przede wszystkim - za
to, że przełknąwszy swoją odżibwejską dumę, zrobiła lakocką
strite-a-like bag
Robertowi
za to, że przejechał 400 km tylko po to żeby przywieść trzy zwariowane
indianistki na Zlot i zaraz wrócić i za to, że był z nami choć przez krótki
czas
Żyle
za wspaniały przykład tradycji ustnego przekazu (nie pytaj już więcej
czy możesz usiąść przy naszym ogniu
:))
Tomkowi
za „wieczór rozrywki”, za miskę której Paprotki nie wzięły, a którą
ja bardzo chciałam wziąć ale nie mogłam, za równiutko pocięte drewno
do naszego ognia i za jego tipi rozświetlone przez całą noc dzięki
czemu, gdziekolwiek bym nie była, zawsze wiedziałam jak trafić do domu
Jarutowi
za świetne lekcje muzyki, bardzo potrzebne słowa zachęty, a przede
wszystkim za zaproszenie do backup’u
Lutentantowi
za odwagę kawalerzysty i za udowodnienie, że na Zlocie może być jak w
filmie - tym filmie:)
Ranoresowi
i jego Rodzinie za Zlot w miejscu, w którym czuję się jak w domu
Bluewindowi,
Basi Minnehaha, Tomkowi, Bogdanowi, Wojtkowi, Kajolowi, Kasi, Gorącej
Wodzie, Białej Sowie, Drozdowi, Wojtkowi, Joachimowi, Siouxowi, Irkowi, Małemu
Krukowi, Bagnicy, Lakocie, Drzewianowi, Gosi, Wilkowi, Apaczowi, Kosmie,
Jasiowi i Małgosi, Julce, Maćkowi Apaczowi, Staszkowi, Marysi, Mańkowi,
Kubkowi, Pisiorom i wszystkim innym ludziom za to, że przez ten, niestety
krótki, zlotowy czas stali się częścią mojego życia. Dobrego życia.