Walka o Ogień

 

Od początku wiedziałam, że nie będzie łatwo.

Czwartkową, niespodziewaną burzę, jeszcze przed rozpoczęciem Zlotu, można było odczytać jako zapowiedź czasu przesiąkniętego wilgocią i dymem.

Moje wspomnienia zlotowe krążą wokół Głównego Ogniska, deszczu, żaru i kupy wspaniałych ludzi.

Strażników było trzech, w porywach czterech. Pogoda nie ułatwiała nam zadania, ale my mieliśmy tylko przetrzymać ten deszcz, utrzymać ten Ogień.

A ten Ogień płonął dla wszystkich i wiele innych osób przyczyniło się do tego, żeby nie zgasł.

Byli tacy, którzy za kubek herbaty i uśmiech potrafili przygotować nam opał na kilka dni.

Byli tacy, którzy wiele razy siedzieli przy Ogniu do samego rana, dotrzymując nam towarzystwa.

A ta kawa, którą raz dostałam niespodziewanie w środku nocy postawiła na nogi moje, usypiające już, życie;)

Być może w tym roku Krąg nie spełniał swojej zwykłej roli, bo mokro, bo błoto, bo pada, ale mimo to Ogień, w dzień dymiąco-tlący, w nocy jaśniejszy i odważniejszy, do końca był symbolem ciągłości i trwania Zlotu.

Były śpiewy, byli nieśmiali, nowi ludzie, wracający co wieczór do Kręgu, był moment zawieszenia, gdy wszyscy umilkli słuchając pięknego koncertu na flet i las.

Ktoś spiłował drewno, ktoś w nocy zaprosił na herbatę z sokiem (ponoć domowej roboty), zabrakło nam słów, gdy ktoś podarował Strażnikom swoje tipi, swój Dom.

Było też trochę niepotrzebnych dyskusji, trochę wątpliwości w sens swojej pracy, trochę bezsilności w starciu z krytyką i deszczem.

Ale o takich sprawach się zapomina, Strażnicy spełnili swoje zadanie. Ogień płonął do końca.

Właściwie ten Zlot był dla mnie Walką o Ogień.

Nauczył mnie, że do dymu z olchy da się przyzwyczaić, że warto się czasem zwrócić do kogoś po pomoc, że trzeba umieć rozmawiać z wracającymi o czwartej rano, najbardziej wytrwałymi sympatykami faktorii.

W końcu nauczył mnie również, że pasek na twarzy to nie powód do dumy i wywyższania się, ale odpowiedzialność i poświęcenie. Pokora, nie prestiż.

Zresztą, w ciągu naszej nieprzerwanej służby zrezygnowałyśmy z ozdabiania się czerwonymi paskami.

Rozmazywały się w deszczu.

 

Jagna – 3kamienie