[ "TAWACIN" nr 31 (3/1995) ]

Zlotowa Dziewiętnastka '95


widok na obóz w Prostyni, foto Co. Cień 1995

Kiedy wkrótce po powrocie ze Zlotu Przyjaciół Indian w Prostyni zastanawiałem się, co mógłbym napisać na temat tego największego w historii spotkania polskich indianistów (blisko 60 tipi, ponad 350 zarejestrowanych uczestników i kilkuset przelotnych gości), przyszedł mi do głowy prosty, wydawałoby się, pomysł: lista "Top Ten", czyli dziesięciu "gwiazd" - najbardziej wyróżniających się, bądź tylko szczególnie charakterystycznych uczestników naszego dziewiętnastego spotkania.

Ale kiedy tylko sięgnąłem po kartkę i ołówek, by wynotować sobie nazwiska moich "kandydatów", pojawił się problem. Zdałem sobie oto sprawę z tego, że trudno mi będzie zmieścić się w dziesiątce - tak wielu ludzi pokazało się na tym zlocie z dobrej strony, w tak różny sposób dali się zauważyć. Ale skoro był to dziewiętnasty zlot - to dlaczego by nie stworzyć dłuższej listy, na przykład dziewiętnastu? Spróbowałem - i tak powstała moja Zlotowa Dziewiętnastka.

1. Paweł Wolak, "Wilk" ze Szczawna pod Wałbrzychem. Do niedawna nieznany nikomu szesnastolatek, starający się wytrwale o możliwość wyjazdu na swój pierwszy Zlot. Pomimo tego - już wyposażony w tipi (które na zlocie zamienił na większe), strój i walizkę indiańskich gadżetów (były już na szkolnej wystawie). "Najważniejsze są czyny, a Wilk nie rzuca słów na wiatr" - napisał przed zlotem, by zaraz po przyjeździe zgłosić się na Obwoływacza. Szybko stał się znany i słyszany w całym obozie, a przed wyjazdem zdążył jeszcze przekazać swoje obowiązki następcom i zapytać o szanse przyjęcia do PSPI.

Wilk, oprócz obowiązków, dzielnie również grał w tradycyjne "bizonie jądra". Nie pytajcie jednak gdzie jest na tym zdjęciu ;-)

2. Stanisław Parzucha z Nowego Sącza. Artysta plastyk, który już w przedzlotowej ankiecie zaproponował warsztaty rzeźbiarskie i wspólne wykonanie totemu. Na zlocie, otoczony wianuszkiem uczniów, systematycznie materializował swój oryginalny pomysł, a o prawo do zaopiekowania się gotowym totemem ubiegały się Koszalin i Sztum. Zainteresowanie sporej grupy osób budziła też demonstrowana przez niego sztuka wykonywania plecionek z trawy - bliska niedocenianemu przez nas, a rozwiniętemu m.in. wśród Indian, koszykarstwu.

3. Przemysław Bartuszek z Warszawy. Jeden z młodych, ambitnych i niezależnych liderów grup lokalnych, wyróżniający się pozytywnie w Ruchu inicjator drugiej już wiosennej sesji filmowej w Warszawie. Tym razem dał się poznać jako osoba nie tylko umiejąca śpiewać (solo i w duecie) oraz bębnić (na własnym instrumencie!), ale także umiejąca wyjaśnić co i dlaczego robi. Zaproszony podczas zlotu na Walne Zgromadzenie PSPI, po namyśle przyjął propozycję wstąpienia do Stowarzyszenia, licząc na rozwój działalności w stolicy.

4. Bogdan "Victorio" Zdanowicz z Giżycka, od paru lat blisko współpracujący z grupą białostocką, od ponad roku członek PSPI. Podczas zlotu, kiedy trzeba - sprawny funkcjonariusz Stowarzyszenia Kościanego Gwizdka, kiedy indziej - malowniczy tancerz, obiekt podchodów dziewczyn i fotografów, zawsze chętny do rozmowy z każdym młodszym zlotowiczem, zainteresowanym np. kulturą Indian Równin. Z zamiłowania - tradycjonalista, z charakteru - budzący sympatię i zaufanie odpowiedzialny organizator i dowcipny kolega.

5. Anna "Kezha" Zajączkowska, studentka kulturoznawstwa we Wrocławiu, "szalona motocyklistka" z Piotrkowa Tryb., od ponad roku w PSPI. Bezpośrednia i skromna zarazem, na swoim trzecim zlocie weszła zasłużenie do Rady Kobiet. Niepewna swej wiedzy i talentu oratorskiego - poprowadziła jedną z ciekawszych zlotowych prelekcji (o kulturze Indian z Wyspy Vancouver). Choć niepozorna - nie dała szans rywalkom (i rywalom) w zręcznościowych grach eskimoskich.

6. Agnieszka Ziomek ze Sztumu (a właściwie od kilku miesięcy "Niedźwiadowa" Agnieszka Karnabal z Dąbrowy). Od paru lat można ją było zauważyć na zlotach i nie tylko (m.in. jako członkinię grupy folklorystycznej ze Sztumu). Tym razem jednak była zauważalna szczególnie - nie zrezygnowała ze zlotu mimo, że tuż po nim miała po raz pierwszy zostać mamą. Jej udział w spotkaniach, a nawet sama obecność w obozie (obok sporego grona rodziców z kilkumiesięcznymi nawet pociechami), indiańska suknia i ulubione wyplatane siedzisko - nadały całemu zlotowi bardziej rodzinny i "wioskowy" charakter.

7. Aleksander Danyluk z Raciborza - właściwie nie da się opisać w kilku zdaniach. Ulubieniec dzieci i najmilszy - zdaniem nie tylko kobiet - uczestnik zlotu. Wykonawca równie swobodny w repertuarze andyjskim, co w północnoamerykańskim. W pierwszym szeregu tancerzy na pow-wow i ochotników do wyrzucania śmieci. Uczestnik nieomal wszystkich zlotowych gier, podrzucany ku niebu bramkarz zwycięskich piłkarzy Południa. Artysta, wodzirej? Po prostu - Olek!

8. Wiesław Kołeczek z Kościerzyny. Choć od lat przyjeżdża na zloty jak wszyscy - z plecakiem, to zamiast indiańskiego stroju dźwiga w nim m.in. "polityczne" papiery. Od kilku też lat poszukuje - nie tylko w Ruchu (także np. w Amnesty International) - ludzi tak jak on zajmujących się współczesnymi Indianami i działalnością wspierającą. Na zlocie dwukrotnie udało mu się zgromadzić w tiotipi osoby zainteresowane współczesnością i utworzeniem grupy poparcia. Z nowymi nadziejami wyjechał ze zlotu na Euromeeting w Szwajcarii.

9. Mirosław Bogusz - "Siuks" z Białegostoku. Nieubłagany dla niesfornych zlotowiczów przywódca Stowarzyszenia Kościanego Gwizdka i jednocześnie zawsze otwarty dla szukających wiedzy na indiańskich ścieżkach "młodych" starszy kolega. Zafascynowany m.in. tradycyjną kulturą Lakotów, jeden z bogatszych w doświadczenia - i sukcesy - liderów grup lokalnych i działaczy PSPI. Rzemieślnik, tancerz i orator - chętnie widzi w swoim tipi wielu gości (z wiązką chrustu), by wysłuchać ich zdania, a potem - stanowczo wyłożyć swoje.

Mirek (z podniesioną ręką) podczas jednego z wielu tańców

10. Aleksander "Czejen" Sudak z Kościerzyny. Jeden z weteranów Ruchu oraz barwniejszych bywalców zlotów i indianistycznych imprez. Swoją wiedzą - dorównujący niejednej uniwersyteckiej sławie z USA, barwnością wypowiedzi - z powodzeniem rywalizujący z Tony Halikiem, a temperamentem - z każdym latynoskim macho. Do Prostyni przyjechał z trzema poznanymi w Hiszpanii indianistami i kanu Sat-Okha. Swoje spotkanie poświęcił - jakżeby inaczej - Indianom i alkoholowi.

11. i 12. Bliźniacy Jan i Leon Rzatkowscy, wychowankowie klubu Stowarzyszenie Żółwii ze Sztumu. Od dłuższego czasu samodzielnie - i z sukcesami - kroczący swoją indiańską ścieżką, która zawiodła ich na krajowe estrady, przed telewizyjne kamery oraz na pow-wow w lakockim rezerwacie Pine Ridge. Jako artyści wykonujący indiańskie tańce i wszelkie związane z tym rekwizyty - nie mają sobie równych w kraju. Bywalcy zlotów od lat, swymi występami (bez nagłośnienia), kolorowymi strojami i barwnymi opowieściami przekonująco zachęcali młodych indianistów do pójścia w swoje ślady.

Sat-Okh i jeden z braci Rzatkowskich

13. Marek Długosz z Koszalina. Dla jednych "Prezes" (PSPI), dla innych - po prostu Misiu, dla wszystkich w Prostyni - najbardziej widoczny i oddany swej funkcji z organizatorów tegorocznego zlotu. Pomysłodawca ankiety przedzlotowej, autor zasad porządkowych oraz koncepcji programowej (nie programu, co podkreślał wielokrotnie). Twórca i prowadzący Rady Zlotu chcący, by jak najwięcej działo się z inicjatywy samych uczestników Zlotu, mimo to (a może dzięki temu) - najczęściej poszukiwany mieszkaniec obozu. Człowiek - instytucja, który jako nagrodę dla tych, którzy wytrwali w Prostyni do końca przeznaczył własne tipi. Sam był tam - i pracował - przez miesiąc. Odpocznie, być może, na jubileuszowym zlocie w Chodzieży.

Ceremonia Fajki podczas otwarcia I Rady Zlotowej - inspiracji Marka

14. Konrad Konarzewski z Koszalina. Znudzony piciem herbaty na kilkunastu kolejnych zlotach, współinicjator zlotu w Prostyni. Od paru lat najbliższy współpracownik (i pracodawca) Prezesa, twórca podkoszalińskiego Centrum Przyjaciół Indian, w PSPI - wiceprezes ds. gospodarczych. Na zlocie - niezastąpiony "służbowy" kierowca, niezmordowany praktykant śpiewu i bębnienia, wykonawca najlepszych łuków (praktyk i wykładowca) oraz właściciel dwóch największych tipi (w tym niezastąpionego tio, czyli Tipi Rady). Jeden z tych, którzy umieją realizować swoje marzenia - i pomóc w tym innym.

15. Mira Biegus ze Skoków. Jej doświadczenia z 15 lat obecności w Ruchu i na zlotach okazały się nieocenione podczas tegorocznej próby zwrócenia większej uwagi na rolę kobiet i ich Rady w życiu obozu. Mimo obowiązków rodzinnych (w których jak zwykle chętnie pomagał jej mąż Andrzej), znalazła czas i chęci do organizowania i prowadzenia "babskich" spotkań, do dzielenia się z nastoletnimi w większości zlotowiczkami swoją wiedzą o Indianach i życiu oraz do sympatycznych jak zawsze spotkań ze starymi przyjaciółmi.

16. Wiesław "Siedem Niedźwiedzi" Karnabal z Dąbrowy koło Poznania. Jeden ze zlotowych weteranów i współorganizatorów tegorocznego spotkania, redaktor naczelny "Tawacinu" oraz kopalnia praktycznej wiedzy o rzemiośle, kulturze i muzyce Indian Ameryki Pn. (zwłaszcza Indian Crow). Nie opuszczała Niedźwiadka od lat dla niego typowa otwartość i łatwość w nawiązywaniu kontaktów, wrodzone poczucie humoru i image tradycjonalisty. Nie przeszkadzała mu w tym wszystkim nowa dla niego rola troskliwego męża i kierowcy.

17. Marek Kabat z Chodzieży. Podobnie jak Niedźwiedź na zlotach od samego początku, w każdej chwili (wolnej od opieki nad córką) gotów służyć swą radą i wiedzą. W tym roku - prowadzący do upadłego szałasy potu dla początkujących indianistów, członek Rady (i PSPI) ceniony za konkretność i doświadczenie, chętnie odpowiadający też na pytania młodych zlotowiczów o indiańskie biegi, stawianie tipi, religię i obyczaje Indian, a nawet - co interesowało zwiedzających obóz turystów - o sposoby... rozmnażania się indianistów.

18. Maria Czerwińska z Warszawy. Udany powrót na łono przyjaciół Indian uczestniczki pierwszego zlotu w Chodzieży, od lat - znanego hodowcy i treserki alaskańskich psów pociągowych, właścicielki klubu Cze-ne-ka i organizatorki wyścigów psich zaprzęgów. Podczas zlotu, oblegana ze swymi sympatycznymi czworonożnymi przyjaciółmi, zorganizowała atrakcyjną prezentację ich możliwości i zaprosiła miłośników Indian i psów na październikowe zawody pod Warszawą.

19. Stanisław Supłatowicz z Gdańska, czyli po prostu Sat-Okh. Pisarz, gawędziarz i popularyzator tradycyjnej kultury Indian, znany większości z nas zanim jeszcze trafiliśmy do Ruchu. Dla wielu, zwłaszcza młodszych, indianistów możliwość ujrzenia go i usłyszenia na zlotach stanowi nieodmiennie największą atrakcję naszych spotkań. Sat powraca na nie, od samego początku, co parę lat - wraz ze swym tipi, strojami, książkami i prezentami (w tym roku także z Panią Wandą - swoją sympatyczną żoną). A my znowu chętnie gościliśmy go wśród nas z nadzieją, że nie po raz ostatni.

Tylko dziewiętnastu ludzi, a jakież tu bogactwo osobowości i ileż związanych z nimi indywidualnych wspomnień każdego z nas - uczestników niedawnego zlotu. Oczywiste więc, że nie dało się ich przedstawić w pełni w tych kilku zaledwie zdaniach (a każdy z nich zasługuje na osobny wywiad)) i że każdy z uczestników zlotu nieco inaczej ma prawo ich pamiętać i oceniać. Naturalne też, że każdy, kto choć przez chwilę był tego lata w Prostyni, mógłby stworzyć swoją własną listę - podobną tylko, lub nawet całkowicie odmienną od mojej. Albo stworzyć np. listę najważniejszych - jego zdaniem - i najciekawszych wydarzeń zlotowych. A może to nie tylko mój pomysł?

Z pewną taką nieśmiałością ujawniłem swoją listę dziewiętnastu bohaterów dziewiętnastego zlotu. Większości z nich nie zabraknie zapewne za rok, na podobnej liście "Top Twenty" z dwudziestego zlotu. I każdy z Was ma jeszcze szansę zostać tym Dwudziestym. Czego i sobie życzy

Cień

Zdjęcia: Darek Kachlak

Po dniu pełnym wrażeń, po długich rozmowach, po zmęczeniu palącym słońcem, ogniska już wieczornego nadszedł czas. Na prerii znów zapada noc...