Przeklęte przeznaczenie, czyli „Szlakiem złamanych traktatów”

O Indianach w Bydgoszczy, 21 października 2009

 

„Czym są indiańskie traktaty? Obowiązującymi prawami? Przywilejami? Reliktem przeszłości, nieprzystosowanym do współczesnej rzeczywistości polityczno-prawnej?”. Na te pytania usiłowali odpowiedzieć uczestnicy jednodniowej międzynarodowej konferencji w bydgoskiej Wyższej Szkole Gospodarki. Dzisiaj bez wątpienia to Bydgoszcz jest stolicą polskiego ruchu indianistycznego.

Wykłady były różnorodne, ale zawsze spinał je temat traktatów z Indianami: omawianych w ujęciu historycznym, etnohistorycznym czy antropologicznym; przed powstaniem Stanów Zjednoczonych (Bartosz Hlebowicz, o „leśnej dyplomacji” w brytyjskiej kolonii Pensylwania na przełomie XVII i XVIII wieków oraz roli tubylczych i europejskich pośredników – go-betweens w nawiązywaniu komunikacji między obiema stronami) oraz – zdecydowana większość – w czasach istnienia państwa amerykańskiego. Jeden wykład dotyczył sytuacji w Kanadzie (Henry Kammler, o negocjowaniu traktatów przez Indian Kolumbii Brytyjskiej w z rządem Kanady w XXI wieku). Obok ujęć generalnych (Michelle Biskup, konsul Stanów Zjednoczonych, przegląd wybranych traktatów z Indianami oraz praw stanowionych przez rząd federalny; Aleksander Sudak, o różnicach w zawieraniu traktatów z Indianami przez Wielką Brytanię i Stany Zjednoczone), zaprezentowano wyniki badań nad konkretnymi problemami, regionami i okresami historycznymi. I tak: Harry Schüler z Freiburga opowiadał o „Traktatach, tricksterach i zdrajcach” w kontekście historii wyłudzenia ziemi Irokezów przez stan Nowy Jork w XIX wieku oraz ich współczesnych roszczeń do uzyskania za nią rekompensaty. Niestety, skandaliczne tłumaczenie na żywo tego wykładu nie pozwoliło w pełni go zrozumieć tej części publiczności, która nie znała języka angielskiego. Więcej szczęścia do tłumaczy mieli inni prelegenci, np. wspomniany Henry Kammler, antropolog z Uniwersytetu we Frankfurcie, który przedstawił szalenie skomplikowaną sytuację w Kolumbii Brytyjskiej, w której traktatów w przeszłości prawie wcale nie zawierano, za to dzisiaj istnieją próby uregulowania – właśnie przy pomocy porozumień z poszczególnymi grupami tubylczymi – spraw takich, jak własność ziemska czy prawo do połowów. Jednakże nie wszyscy Indianie są przekonani do potrzeby zawierania jakichkolwiek umów z rządem kanadyjskim. „Jak przyjdą tu ściąć choćby jedno drzewo, wyślemy przeciw nim wojowników” – deklarują przeciwnicy układów.

Współczesności, ale głęboko osadzonej w przeszłości, dotyczył też wykład Natalii Słodzinki z Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej UW o „tysiącletniej dzierżawie” ziemi Shinnecocków i współczesnych próbach uzyskania przez nich oficjalnego (tj. uznawanego przez rząd federalny) statusu plemienia indiańskiego. Natalia Słodzinka przygotowuje pracę magisterską o tożsamości tubylców z Long Island na podstawie trzymiesięcznych badań, które przeprowadziła w tym roku wśród członków społeczności Shinnecock. W Bydgoszczy zaprezentowała wstępne analizy, przytaczając m.in. fragmenty wypowiedzi osób, z którymi rozmawiała. Shinnecockowie, niezależnie od pełnego uczestnictwa w kulturze amerykańskiej, zasymilowania i schrystianizowania od wielu pokoleń, nadal pamiętają o ziemi, która im się należy [„(...) to jest wciąż otwarta rana (…) Moja babcia zawsze pytała: <kiedy dostaniemy z powrotem Wzgórza?> (…) Chciała mnie czegoś nauczyć, wierzyła, że któregoś dnia je odzyskamy”].

Harry Schüler rozpoczął swój wykład o wyłudzeniu ziemi irokeskiej od omówienia doktryny odkrycia (Doctrine of Discovery), która pozwalała europejskim kolonizatorom (nie tylko Ameryki) obejmować w posiadanie „niezamieszkane” ziemie lub też zamieszkane przez „podległe” rasy, nieposiadające prawa do posiadania ziemi, lecz jedynie – zgodnie z przekonaniem Europejczyków – przebywania na niej. Mirosław Sprenger, historyk z Bydgoszczy i autor artykułów w „Tawacinie”, przywołał zaś ideologię „Boskiego przeznaczenia”/ Manifest Destiny (czy też „boskiego przekleństwa”, jeśli patrzyć z perspektywy tubylczych mieszkańców Ameryki), która torowała drogę osadnikom na zachód, zwłaszcza po traktacie z Guadalupe Hidalgo z 1848 roku. Biali osadnicy po prostu musieli, bo tak chciały nadprzyrodzone moce, brać w posiadanie nieswoją ziemię i kształtować ją wedle własnych potrzeb i zasad. Wykład Sprengera dotyczył komisarzy indiańskich na pograniczu w połowie XIX wieku i szczególnej roli, jaką mieli do odegrania jako – trochę jak dwieście lat wcześniej go-betweens w Pensylwanii –  ambasadorzy reprezentujący Waszyngton w rezerwatach indiańskich. Jego teza o działaniach rządu federalnego na rzecz normalizowania stosunków z Indianami (m.in. przy pomocy komisarzy do spraw Indian) wzbudziła sprzeciw Henry'ego Kammlera, który przypomniał o rzeziach Indian urządzonych przez armię amerykańską w różnych okresach historii podboju kontynentu.

Głównym gościem konferencji był Mike Pace, przedstawiciel plemienia Delawarów z Oklahomy, przed kilkunastu laty zastępca wodza plemienia, dzisiaj pracownik muzeum Conner Prairie w Indianie. Pace przypomniał, że dzisiaj Indianie muszą żyć w dwóch światach jednocześnie; białego człowieka oraz własnych, często zanikających tradycji. Opowiadał o walce swego plemienia o zachowanie kultury, języka, muzyki, ale też o staraniach plemienia zapewnienia opieki zdrowotnej czy stypendiach naukowych dla swoich członków. Mówił o niefortunnym traktacie Delawarów z Czirokezami z XIX wieku, który sprawił, że aż do sierpnia tego roku Delawarowie byli formalnie uznawani za obywateli Narodu Czirokezów i o milionach dolarów, które obydwa plemiona wydały na walkę prawną. Ten współczesny rys: walkę Indian przeciw Indianom w dyskusji nad „prawami traktatowymi” Indian uważam za szczególnie cenny, bo pokazuje, że historia tubylczych ludów Ameryki Północnej nie jest jednoznaczna.

Z rozmów z Mike'em przed i po konferencji wyłonił się jeszcze bardziej zdumiewający obraz historii i stosunków międzyplemiennych. W nich Delawarowie jawili się nie tylko jako wieczni uciekinierzy, którzy – jak przypomniał podczas swojego wykładu – w ciągu euroamerykańskiej kolonizacji oddalili się od swoich ziem rodzinnych na wschodnim wybrzeżu o 1500 mil, przez raptem około dwieście lat, w ten sposób ustępując przed naporem osadników. Dowiedzieliśmy się także o innej części dziedzictwa Delawarów: o ich udziale w realizacji „boskiego przeznaczenia” białych Amerykanów, kiedy lenapscy wojownicy służyli jako zwiadowcy w wojnach z Siuksami, jako wagon masters wiedli karawany osadników na zachód czy jako przewodnicy prowadzili wyprawy odkrywców do Kalifornii.

Publiczność rozkręcała się z wolna: każdy kolejny wykład gromadził więcej słuchaczy (oczywiście wyjątkiem było wystąpienie Mike'a Pace'a, otwierające popołudniową część sesji, przy którym wypełniła się cała sala Wyższej Szkoły Gospodarki). Zjechali pasjonaci kultur indiańskich z całej Polski, od Gniezna, przez Warszawę, po Kraków. Niektóre wykłady przyciągnęły też studentów uczelni, która gościła konferencję. Chociaż na każdy wykład i pytania przeznaczono około godzinę czasu, za każdym razem okazywało się, że pytaniom nie było końca. To dobrze: z tego wynika, że takie konferencje mają sens i że potrzebujemy ich więcej.

W przerwie między wykładami wystapiła grupa taneczna Huu Ska Luta z Torunia oraz Radosław Wdowicki z Bydgoszczy. To nie jedyna atrakcja „dodana”: uczestnikom konferencji zaoferowano m.in. spacer po mieście z przewodnikiem. Niemiecko-polska Bydgoszcz okazuje się przeuroczym miastem, a atmosfera domu głównego organizatora konferencji, Adama Piekarskiego, sprawia, że chce się do tego miejsca wracać.

Konferencja nie odbyłaby się, gdyby nie Adam Piekarski, najaktywniejszy członek Polskiego Ruchu Przyjaciół Indian, który konferencję wymyślił, zorganizował i zrealizował. Również prywatnej Wyższej Szkole Gospodarki w Bydgoszczy należą się słowa uznania za pomoc w organizacji konferencji. Być może wiodące polskie uczelnie podchwycą ten pomysł i doczekamy się, że któryś z uniwersyteckich instytutów etnologii lub historii w Warszawie czy Krakowie zorganizuje podobną. Dlaczego nie? W całej Europie konferencje indianistyczne ściągają dziesiątki badaczy z Europy i Ameryki Północnej – jak długo jeszcze Polska ma pozostawać kopciuszkiem? Adam Piekarski i WSG z Bydgoszczy uczynili dobry krok w kierunku zmiany tej zawstydzającej sytuacji.


Bartosz Hlebowicz

[ tekst opublikowany pierwotnie w kwartalniku "Tawacin" nr 87 (3/2009) ]