Klątwa Tecumseha?

Wielu z nas słyszało zapewne o tzw. ”klątwie Tecumseha”, wodza Szewanezów, pochodzącej z listopada roku 1811. Niewielu z nas być może przypomina sobie o niej właśnie teraz, w końcu października 2004, a być może należy, jako że za parę dni (2 listopada) wybory prezydenckie w USA, a ich to wszakże owa “klątwa” dotyczy. A ponieważ szala zwycięstwa w sondażach zaczyna się nieco przechylać w stronę Georga W.Busha (wybranego po raz pierwszy w roku 2000), tym bardziej “klątwa” zaczyna ponownie zagrażać, według tych, którzy w nią wierzą.

A w zasadzie trudno nie uwierzyć, skoro fakty same ją potwierdzają. Dla przypomnienia: dnia 7 listopada 1811 roku (czyli wkrótce 193 rocznica) rozegrała się bitwa pod Tippecanoe, obecnie w stanie Indiana, w której na pokojowo nastawionych Indian zebranych tu przez Tecumseha w celu zawiązania konfederacji plemion, napadło wojsko amerykańskie pod dowództwem gen.Williama Henry’ego Harrisona (późniejszego prezydenta USA). Tecumseh był nieobecny, wyjechał nakłaniać dalsze plemiona do wstąpienia do swej konfederacji. W obozie zostawił swego brata Tenskwatawę (Proroka), który zapewnił Indian, że kule wojska nie będą się ich imać. Niestety było inaczej i Tecumseh po powrocie mógł schować do kieszeni swoje marzenia o zjednoczeniu Indian, gdyż w związku z klęską pod Tippecanoe plemiona zaczęły się z jego projektu wycofywać. Prorok, zawstydzony klęską swej przepowiedni, po bitwie uciekł do Kanady.

Wtedy to właśnie przypisuje się Pumie Gotowej do Skoku rzucenie klątwy na Harrisona i na każdego następnego prezydenta Stanów Zjednoczonych wybranego w roku kończącym się na 0 i podzielnym przez 20. Wszyscy oni mieli umrzeć w trakcie sprawowania urzędu. Zaiste Puma musiał być wściekły. Dotychczas “klatwa” dotknęła:

Sprawę komplikuje Ronald Reagan wybrany w roku 1980, który skończył swoje urzędowanie żywy. Nie należy jednak zapominać, że miał miejsce zamach na jego życie, gdy był prezydentem i cudem tylko kula minęła jego serce o 1/4 cala, czyli – jeśli umiem liczyć – o 0,625 cm. Jedni powiadają, że zamiast śmierci na posterunku, los (czytaj “klątwa”) zgotował jemu i jego rodzinie znacznie dotkliwszą dolegliwość w postaci choroby Alzheimera zdiagnozowanej u niego w roku 1994, na którą ostatecznie zmarł w roku obecnym. Inni znowu twierdzą, że w wyniku modłów podjętych przez wiele gmin chrześcijańskich w Stanach, klątwa została z pomocą bożą odwrócona.

Wynik pojedynku na klątwy Indian i modły białych pozostaje więc nierozstrzygnięty. GW Bush, następny w kolejce, żyje i ma się dobrze. Ma jednak paru wrogów, którzy marzą, żeby stała mu się krzywda. Nie życząc jego zdrowiu niczego złego, z ciekawością będę obserwować (nie)skuteczność “klątwy”.

Trzy Bobry