Dwie strony Ruchu (2004)

Ostatnie dwa lata w Polskim Ruchu Przyjaciół Indian to zarówno kontynuacja starych, jak i rozwój nowych spotkań poświęconych szeroko pojętej indianistyce. W kalendarz już na stałe wpisało się święto indiańskiej muzyki i tańca - Pow Wow. Przyjeżdża na nie stosunkowo dużo osób – samych indianistów bywa ponad 200, oprócz tego około 60 tancerzy. Z pewnością cieszyć może fakt, że spotkania te odwiedzają również osoby nie związane bezpośrednio z samymi tańcami. Czas i miejsce są bowiem i u nas, podobnie jak w Ameryce, doskonałą możliwością na spokojne spędzenie wolnych chwil, rozmowy z przyjaciółmi, handel, pogaduszki, wymianę ciekawostek ze świata Ruchu.

Pow Wow stało się po prostu modne. I z pewnością warto wybrać się na takie spotkanie. Powinny się jednak one odbywać nie częściej niż 4 razy w roku. Miejsca powinny być tak dobrane, by dojazd do nich nie stanowił problemu – zwłaszcza zimą, kiedy nasza komunikacja daje wciąż najwięcej do życzenia.

Pow Wow nie musi być jednak obowiązkowym punktem programu w indywidualnym kalendarzu imprez indianistycznych. Największym powodzeniem i prestiżem cieszą się nadal ogólnopolskie Zloty PRPI. Już dawno zmieniły one swój charakter. Z kameralnych spotkań weekendowych dla kilkudziesięciu osób, stały się całotygodniowymi zjazdami z w miarę profesjonalnym zapleczem organizacyjnym i technicznym. W ostatnich latach do porządku dziennego weszły woda z beczkowozu, przenośne toalety typu TOI TOI, a ostatnio nawet prąd zdecydowanie podnoszący atrakcyjność zlotowych pow-wow. Kiedyś wykopany w ziemi rów i rusztowanie z nieheblowanych desek musiały wystarczyć wszystkim jako pierwszorzędna toaleta, dziś takie dawne rozwiązania są nie do pomyślenia. Organizatorzy Zlotów starają się również coraz bardziej urozmaicić program. Nie znaczy to jednak, że nie można zgłaszać do nich własnych pomysłów – wręcz wskazane byłoby rozwijanie programu o indywidualne wystąpienia. Nie brakuje jednak Zlotom wciąż indywidualnego charakteru, swojskiego klimatu, swoistego “Indian time” i żartobliwych nawoływań Obwoływacza: “Dzisiaj o godzinie 14.00 nic się nie będzie działo!”

Zlot jest imprezą otwartą, oznacza to, że mogą nań przyjechać właściwie wszyscy, którzy choć trochę interesują się Indianami. Właściwie wystarczy podporządkować się zasadom umieszczonym w “Etykiecie zlotowej”. Podobna etykieta określa też zasady panujące na Pow Wow. Początek Zlotu to właśnie dni poświęcone głównie tańcom – etykieta Pow Wow informuje nie tylko co wolno a czego nie, ale jest również źródłem informacji nie zebranych właściwie w żadnym innym miejscu (w Internecie można ją znaleźć pod adresem www.indianie.eco.pl/etykieta.html). Na Zlot docierają też często osoby wyglądające na przypadkowe, którym należy się nieco więcej informacji i uwagi. Jak do tej pory nie miały miejsca żadne przykre incydenty związane np. z brakiem tolerancji. Własne spory potrafimy zwykle rozstrzygać we własnym granie. Ciekawe jednak, czy w skrajnej sytuacji problemów z osobami z zewnątrz będziemy również w stanie sobie poradzić i nadal czuć się bezpiecznie? Czy jesteśmy na to przygotowani, czy tylko wciąż sprzyja nam szczęście i omijają nas niespodziewane wypadki i konflikty z nieproszonymi gośćmi?

Odkąd zloty PRPI trwają od weekendu do weekendu nie wszyscy przyjeżdżają na całe zloty. Niektórzy wybierają inne, bardziej specjalistyczne lub kameralne spotkania, inni pracują np. w ”wioskach indiańskich”, działających często od wczesnej wiosny do późnej jesieni. “Wioski indiańskie” stały się modnym i chyba dochodowym interesem. Wioski prowadzone przez ludzi związanych z Ruchem wyróżniają się na korzyść spośród sporej już liczby podobnych miejsc rozrywki, choć wiele jest jeszcze do poprawienia i pod znakiem zapytania stoi profesjonalizm każdej z nich osobno. Z przyjazdów coraz większej liczby wycieczek może wynikać, że są to jednak nieźle zorganizowane placówki edukacyjne. Do myślenia daje jednak, czy przy wzrastającej liczbie wycieczek, prowadzący wioski nie popadną w rutynę i komercję? Autokar za autokarem stojące przed bramą to widok obiecujący dla kieszeni. Ile jednak indiańskich wartości i wiedzy jesteśmy w stanie przekazać myśląc już o następnej wycieczce? Czy aby nie za dużo chcemy osiągnąć kosztem np. krótszych programów? Ile i za jaką cenę jesteśmy w stanie sprzedać, aby nie zbezcześcić indiańskich wartości a jednocześnie móc żyć z tego co kochamy?

Dla jednych z nas najważniejszymi wydarzeniami w roku są Pow Wow, dla innych bez wątpienia Zlot, może wizyta w “indiańskiej wiosce”. Każdy jednak w ciągu roku powinien znaleźć miejsce dla siebie również podczas innych, mniejszych spotkań. Jest ich tak wiele, że niemal z góry można by sobie zaplanować gdzie i kiedy chce się być. Piszę – można by, ponieważ jak dotychczas nie powstał żaden kalendarz imprez indianistycznych w Polsce (chociaż Internet daje tego typu możliwości i na lepszych stronach ludzi związanych z Ruchem powstają już pierwsze próby). Może się zdarzyć, że sami nie jesteśmy bezpośrednio zainteresowani jakimś tematem. Niemniej jednak, zawsze warto spotkać się z grupą znajomych, wymienić poglądy, dowiedzieć się czegoś nowego, albo po prostu tylko wspólnie, miło spędzić czas. Spotkań nie zastąpią ani SMSy, ani internet, maile. Czasem jeszcze ktoś napisze zwykły, papierowy list! Ale rozmowa podczas osobistego spotkania może dać znacznie więcej niż megabajty maili. Im więcej spotkań, rozmów, tym więcej pomysłów, rodzących się możliwości, zrozumienia i chęci współpracy pomiędzy poszczególnymi osobami i grupami z różnych miast.

Spotykajmy się i odwiedzajmy jak najczęściej! Jeśli ktoś jednak ma już naprawdę związane ręce, może zajrzeć do internetu. Jakiś czas temu powstało kilka dobrze zapowiadających się stron. Powstanie ich dało części autorów wystarczający powód do satysfakcji i do dziś nie zmieniło się na nich nic. Inne strony są w miarę aktualizowane. Brakuje jednak chyba wciąż serwisów z tłumaczeniami z angielskich stron z najnowszymi wiadomościami z życia Tubylczych Amerykanów. Nie wystarczy umieszczenie paru odnośników do innych stron. Powinny one być przejrzyste, zawierać usystematyzowaną wiedzę. Podejmując się tworzenia takiej strony, naprawdę warto się zastanowić, czemu ma ona służyć. Jest to naprawdę bardzo duże wyzwanie (z czym także niżej podpisany, jako współautor takiej strony też miewa problemy). Dobrze jednak, że strony powstają, oby wiadomości na nich umieszczane były zawsze dobre!

Poza wieloma pozytywnymi działaniami w Ruchu w ostatnim czasie, do dziś kwestią otwartą pozostaje sprawa Polskiego Stowarzyszenia Przyjaciół Indian. Pomimo pewnych starań, nie udało się go reaktywować – być może ze względu na nieudolność osób próbujących je na nowo ożywić. Być może jednak sama idea PSPI jest znana zbyt małej ilości osób. Być może również istnienie ogólnopolskiej organizacji na rzecz Indian jest zbędne – biorąc pod uwagę istnienie wielu nieformalnych grup w poszczególnych miastach?

I chyba jedna z ważniejszych spraw – przyjeżdża do nas przynajmniej raz w roku ktoś z Ameryki. Istnieje wiele możliwości spotkań z Indianami tutaj, w Polsce. Jeszcze parę lat temu pewnie byśmy za nimi jeździli po całym kraju. Dziwi jednak fakt, że tak naprawdę niektórych z nas ci Indianie tak naprawdę niewiele interesują i wolimy inne spotkania. Czy są za mało atrakcyjni, czy nie mają nam już nic do przekazania, bo my już właściwie wszystko o nich wiemy? Miejmy nadzieje, że bycie “przyjacielem Indian” nie sprowadza się do romantycznej wizji z dziecięcych książek. Mija rok od odejścia Sat-Okh’a, bez którego nasz Ruch nie byłby tym czym jest. Pamiętając naszych Nauczycieli, warto jednak rozwijać się i odkrywać własne indiańskie ścieżki.

Dariusz R. Kachlak