Mój pierwszy zlot PRPI...

Wyjatkowy i na pewno unikalny, który na długo zostanie w mojej pamięci. Pierwszy dzień - 31.08 czwartek - miłe przywitanie indiańskie przy wejsciu na teren obozowiska. Znalazłam już teren gdzie mogę się rozbić i wspaniała ekipę ludzi czyli Komar, Olka, Jola. Tak to sie zaczeło...Tan dzień leciał bardzo powoli, ale następne dni zleciały (niestety) w mgnieniu oka. Jak cos się zle zaczyna to się dobrze kończy - nawiazuję tu do rozpoczęcia Pow Wow, które zostało zaskoczone deszczem, ale to nic i tak zabawa było wspaniała. Pierwsze uderzenia bębniarzy, a moje nogi już rwały się do tańca. Jak zwykle po tańcach czas na kąpiel w rzece... i tak wygladały każde dni do zakończenia Pow Wow. Nie zapomnę też wieczorów spędzonych przy głównym ognisku. W towarzystwie spiewów i różnych opowiesci czas leciał szybciutko. Dziękuję Ci Dareczku za wspaniałe podpłomyki i nasza imprezkę w tipi gdzie hasłem wieczoru było: "Pokaż d***!". To był niezapomniany wieczór! Dni mijały aż nadszedł dzień pożegnań. Zostałam do ostatniego dnia zlotu. Zostało jeszcze parę tipi na które patrzyłam z żalem, że muszę już odjeżdżać. Pocieszałam się mysla, że zobaczymy się już niedługo na fiescie lub w Biskupinie. Czar życia Indian całkowicie oczarował moja duszę, duszę i serce. Oby takich ludzi jakich poznałam na zlocie było co raz więcej! Dziękuję za wspaniały czas letnich dni!

Paula