XXVII Zlot

Polskiego Ruchu Przyjaciół Indian

Uniejów 01.-10. sierpnia 2003

piórem Bluewind'a

11 lat temu, również w Uniejowie, byłem na moim pierwszym Zlocie. Był to już XVII Zlot PRPI. Pamiętam, że kiedy zasypiałem, bębny grały a przy ognisku wciąż śpiewali ludzie. Kiedy się budziłem, bębny grały nadal a ludzie śpiewali...

W tym roku również nie zabrakło muzyki - zlot odbywał się pod hasłem święta indiańskiej muzyki i tańca - POW WOW. Organizatorzy Zlotu, Ranorers i Sylwek, oraz zespoły Huu-Ska Luta, Rainbow Moon oraz kapela Maka Sapa, dostarczyły z pewnością niezapomnianych wrażeń wizualnych i akustycznych. Przez pierwsze 4 dni trwało pow wow. Zlot rozpoczęło Grand Entry, wniesienie flag polskiej, kanadyjskiej i amerykańskiej oraz Zawiniątka PRPI, parada tancerzy, hymn polski na nute pow wow (WOW!) i wspólny taniec.

Honor Song, odśpiewany uroczyście dla naszego Dziadka, Sat Okh'a.

Później taniec zdominował 4 kolejne dni. Można było samemu wziąć udział w np. Intertrible albo oglądać pokazy poszczególnych tańców. Tancerzem każdy być może - podkreślali Organizatorzy, zapraszając na arenę uczestników Zlotu. Parę słów o samej arenie - oczywiście w kręgu, zrobiona z żerdzi, przykryta gałęziami - stanowiła centrum obozu, jednocześnie jako arena do tańczenia, a w podcieniach mogli skryć się widzowie. Służyły one również jako 'ulica handlowa', skupiająca w kręgu liczne stoiska z indiańskimi wyrobami.
Dzień za dniem od godzin zdecydowanie popołudniowych, kiedy słońce pozwalało wyjść z cienia - warsztaty taneczne, przyglądanie się elementom stroju tancerzy, do tego muzyka w wykonaniu grupy Maka Sapa przeplatana muzyką z płyt CD. Po raz pierwszy prąd zagościł na stałe na zlocie, pozwalając nie tylko na wspomaganie sprzętowe w całej imprezie, ale i na np. ładowanie tradycyjnych, indianistycznych komórek ;)

Zlot to oczywiście spotkania z przyjaciółmi; długie rozmowy do późnego wieczora - albo wczesnego ranka; nieprzespane noce; kąpiel w rzece (Warta okazała się w tym roku sporadycznie zielono-glonowa); faktoria czynna na okrągło i o dziwo! - odwiedzana raczej sporadycznie... :) ; spotkania i dyskusje przy Głównym Ognisku, Obwoływacze zapowiadający np. że "O godzinie 14 nie będzie się nic działo" (najczęściej jednak coś się działo ;)); gry i zabawy dla młodszych i starszych, "bizonie jądra", Bieg Apacki oraz wiele różnych spraw snujących się leniwie przez upalne dni.
Nie zabrakło również Szałasów Potu, do których z zaciekawieniem zaglądać chcieli wszyscy reporterzy. Odbyło się rónież spotkanie z Zawiniątkiem PRPI, przypominające o naszych przyjaciołach zza oceanu oraz o tym, co powinno być ważne dla naszego Ruchu.
Porządek '3mali' nie policjanci, ale odpowiedzialne osoby, znające się na rzeczy i sprawujące przez całą dobę służbę na bramie oraz, będąc sami niewidocznymi, działali w odpowiednich chwilach (na szczęście nie musieli zbyt często być w akcji).
Na koniec odbył się tradycyjny potlacz, wspólne zdjęcie i ... do zobaczenia na kolejnych spotkaniach :)
Przy okazji warto podziękować wszystkim, którzy zabierali nas później autostopem do domów :)

Wydaje się, że ten Zlot był przełomowy dla spraw organizacyjnych, ale przede wszystkim dla samego Ruchu, dla nas wszystkich. Nie zabrakło uczestników Takini, którzy zjechali licznie do Uniejowa i wzięli udział w wydarzeniach zlotowych. Nie było wielu rozmów o dzielących sprawach - być może jest owych coraz mniej. Zauważyć się również dało zainteresowanie Ruchem i naszymi sprawami przez ludzi " z zewnątrz" - prawie cały czas towarzyszyły nam kamery i aparaty reporterów i dziennikarzy paru wydawnictw i telewizji. Zbierali materiały do publikacji i filmów o Ruchu - ciekawe jak widzą nas inni...? Można było o tym porozmawiać z paroma osobami, które piszą, lub dopiero co napisały różne prace na nasz temat. Prawdopodobnie fragmenty niektórych prac ukażą się wkrótce na naszych stronach.

Nie zabrakło osób będących po raz pierwszy uczestnikami Zlotu. "Zlotowa etykieta" zawierająca również etykietę POW WOW, pomogła z pewnością odnalezienie się w różnych sytuacjach. Nowych osób było sporo, ciekawe jak długo zostaniecie w naszym Ruchu i co wspólnie uda nam się zrobić?

Coś jednak we mnie, zostało niespełnionego. Może zbyt mało dałem z siebie, może oczekiwałem czegoś trochę innego? Zlot z pewnością był na bardzo wysokim poziomie i poprzeczka dla Organizatora XXVIII Zlotu, dla Gawrona i jego przyjaciół, została podniesiona bardzo wysoko. Wydaje mi się jednak, że zabrakło, zwłaszcza młodszym uczestnikom, nowym osobom, spontaniczności w działaniu. Wieczorne śpiewy i spotkania przy Głównym Ogniu pod gwieździstym niebem, widok tipi podświetlonych blaskiem płonących wewnątrz ognisk... - coś pięknego... Być może pewien niedosyt autora wynika z sentymentu do pierwszego jego Zlotu  w tym właśnie miejscu w 1993 roku. Cieszy jednak, że bębny grają nadal i że nie tylko drzewa szumieć o nas będą, a że jeszcze niejedna pieśń zabrzmi - na kolejnych Zlotach Polskiego Ruchu Przyjaciół Indian i wielu innych miejscach i na różnych spotkaniach.

To był naprawdę piękny czas - dziękuję.


Wielka przestrzeń ogarnia mnie...

Tańczy ze mną Ziemia,
Tańczy Niebo,
Tańczy ze mną Ogień,
Tańczy Wiatr...

Błękitny Wiatr

12. sierpnia 2003

Zapraszam do podzielenia się Waszymi przemyśleniami i zdjęciami na temat Zlotu oraz wszystkiego co dotyczy naszego Ruchu - bluewind@indianie.eco.pl