Boliwia/Chile 10.08.2003

Co robi archeolog w Boliwii…

15 maj, Święta Dolina Inków: wybieranie kukurydzy, która zostanie potem zasiana na półwyspie Copacabana

Hej!!

 

Uf, od czego zaczac. Moze chronologicznie.

 

Od jakiegos czasu w oficjalnej rzadowej tv boliwijskiej sie trabi na Prawo i lewo o gigantycznych dotacjach na edukacje. Pomoc ponoc dociera do wszystkich szkol. Hmm, najwyrazniej dociera do wszystkich z wyjatkiem tych, ktore ja widzialam ;o)

 

Poza tym, ciagle nie mamy pozwolenia na wykopaliska. Narodowy Instytut Archeologiczny przeszedl do nowego Ministerstwa Rozwoju Ekonomicznego (tak!) i w zwiazku z tym jest taki bajzel, ze pracownicy Instytutu (archeolodzy, stroze muzeow etc) nie otrzymuja wynagrodzenia od dwoch czy trzech miesiecy; z tego samego powodu nie daje sie pozwolenia na wykopaliska nikomu. Wiec tu jest miejsce na odpowiedz na pytanie zadane w temacie: co robi archeolog w Boliwii?... Nic.

 

Jedyne co mozemy robic to drapac sie tam gdzie nas nie swedzi, w poszukiwaniu nowych miejsc archeologicznych. Nogi odpadaja... :o)

 

Jedno miejsce (Yaya-Mama plus pozniejsze Tiahuanaco) znalazl Pablo i w zwiazku z tym dostal odpuszczenie wszystkich poprzednich win :o)

 

To miejsce znajduje sie we wspolnocie Sampaya na naszym polwyspie. Sampaya... jak to opisac... wiekszosc z Was zna zdjecia Machu Picchu. Sampaya to pomniejszone Machu Picchu, z ta jedyna roznica ze ciagle tu mieszkaja ludzie. To tak piekna wioska, ze wierzyc sie nie chce!!

 

Wracajac z Sampaya do Copacabany doznalam gigantycznego szoku kulturowego. Zatrzymal nas autostopowicz, Murzyn, na oko produkt oryginalny made in Africa. Zaczal rozmawiac z Pablem.... w jezyku ajmara! ktorym wlada lepiej niz hiszpanskim! Ma zone cholite Ajmara, i jest stuprocentowym Ajmarem - z wyjatkiem wygladu... Jego historia jest taka, ze jest sierota, a ze cale zycie wychowywal sie tu w Copacabanie wsrod Ajmarow, to i przejal ich kulture - jego wlasna zostala zniszczona gdy jego przodkow Hiszpanie przywozili jako niewolnikow na plantacje w Yungas...

 

2 sierpnia byl Dzien Rolnika (dawniej: Indianina, ale dzisiaj slowo Indio to obelga, wiec zmieniono nazwe), zaproszono nas do roznych wspolnot, wybralismy Kusijata (najblizej:). Dzieci tanczyly tance regionalne, jedne z lepszym wyczuciem taktu, inne z gorszym, w kazdym razie ladnie wygladaly. Jednak najciekawsza czesc byla na koncu, gdy dzieci juz sobie poszly, i na szkolnym boisku pozostali tylko dorosli. Zobaczylam "wybory" nowego soltysa. Pisze "wybory" w cudzyslowie, bo zadnych wyborkow nie bylo. To nie demokracja, gdzie wybiera sie kogo chce lud. Ajmarowie rotuja - maja szereg stopni/funkcji i wszyscy doskonale wiedza jaka funkcja jest nastepna.

 

W Kusijata poczestowano nas obiadkiem. Uch. Drugie danie bylo dobre, ale zupa... najprosciej porownac do chemioterapii: z cala pewnoscia zabija wszysrkie robactwo, ale przy okazji przezera przewod pokarmowy!!

 

Przedwczoraj pojechalismy do Capilaya. Nie mamy pozwolenia na wykopaliska, wiec tylko lazimy w kolko wypatrujac starozytnych szczatkow na powierzchni. Miedzy innymi wspielismy sie na oslawiona gore Jipi - oslawiona dlatego, ze to jeden z najwazniejszych Achachila (bostw gor), gdzie udaja sie szamani by prosic o wsparcie. Jipi ma ok. 4500 m wysokosci i jest to moj nowy rekord wysokosci :o) tym wazniejszy, ze wypelzlam na szczyt trzeciego dnia dosc meczacej biegunki....

 

Tam na Jipi na wlasne oczy zobaczylam, ze Mama Pacha bynajmniej nie jest bezinteresowna, kochajaca matka. Caly szczyt jest otoczony grobami, ale nie takimi zwyklymi, lecz bedacymi swiadectwami ofiar z ludzi. Jeden z tych, kolo ktorych przeszlismy, wygladal na stosunkowo swiezy...

 

Kiedy Mama Pacha sie gniewa (niszczy uprawy czy to susza, czy gradem, czy powodzia) to znak, ze jest glodna. Szamani wybieraja ofiare - na ogol czlowieka samotnego, pijaka, czy outsidera, a wiec kogos, kto nie jest przydatny dla wspolnoty, upijaja go, a potem prowadza na szczyt Jipi (czy inny sposrod najswietszych szczytow) i zabijaja uderzeniem palki w glowe...

 

To wszystko w kraju, gdzie 92 procent to katolicy (hehe), a reszta nalezy do takiego czy innego wyznania protestanckiego....

 

... ale kiedy zaczynaja sie problemy, to katolicy i protestanci razem biegna do szamana! A szaman ma swoje metody... czasem okrutne, ale nierzadko skuteczniejsze od cywilizowanych. Jak mowi Cholo Cirilo (ulubiony satyryk Ajmarow): "Wy biali macie komputery, my jestesmy bardziej zaawansowani, juz wyszlismy z epoki komputerow. Mamy liscie koki, i z nich widzimy przeszlosc, terazniejszosc i przyszlosc, pokaz mi komputer, ktory to potrafi! Czy twoj komputer moze Ci powiedziec, kto ci ukradl osla? Moja koka to potrafi!"

 

W poprzednim sprawozdaniu chyba napomknelam o mozliwych blokadach. Dostalismy poczta pantoflowa rade, zeby nie wysciubiac nosa z Copacabany do 6 sierpnia. Tego dnia podobno Indianie szykowali wiekszy zamach: ponoc planowali zablokowac samochody, przede wszystkim autobusy z turystami, wziac zakladnikow i miec w ten sposob silny argument w rozmowach z rzadem. Nic takiego sie nie stalo, wiec nie wiem, czy to byly wyssane z palca plotki, czy tez Indianie uznali, ze zbyt wielu ludzi zna ich sekretny plan, i zrezygnowali. Z wiadomosci w oficjalnej gadzinowce i z gazet wynika, ze pomysl blokad nalezal do Mallku Felipe Quispe, ktory powzial ta decyzje bez skonsultowania sie z liderami wioskowymi. Oni tu sa bardzo wyczuleniu na dyktature, wiec staneli okoniem. No i teraz Mallku stracil twarz, i jesli nie zrobi szybko czegos dobrego, to wyleci z szefostwa MIP (Movimiento Indigena Pachakutec - Ruch Tubylczy Pachacutec).

 

Capilaya, w ktorej chcemy kopac (i nie wiadomo czy cos z tego wyjdzie) znajduje sie w prowincji Omasuyos, z ktorej pochodzi Mallku, i w ktorej znajduje sie Achacachi, o ktorym pisalam w 2001. Ludzie w tej prowincji ponoc sa z tej samej gliny ulepieni co i Mallku. Wiec kiedy chodzimy po okolicach Capilaya, zawsze idziemy silna banda (piec osob minimum), i w towarzystwie miejscowych przewodnikow. Niektorzy Ajmarowie (nasi, z plw. Copacabana, prowincja Manco Capac) radza oprocz tego brac nasz rewolwer (straszak), tak na wszelki wypadek... ;o)

 

To wszystko na razie.

Usciski,

Stasia