Dźwięk budzika ma w sobie jakąś dozę okrucieństwa, zwłaszcza, jeśli spało się tylko godzinę. Ale pociąg nie zaczeka, a moja silna wola jest bardzo słaba, więc nie daję sobie prawa do słynnych "jeszcze tylko pięciu minut".
Niemrawy poranek uderza w twarz wilgocią. Dworzec, pociąg, krótka akcja z poszukiwaniem miejsc i ruszamy. Nagle starsze dziecko dostało dziwnej twarzy.
- O! mmmmm!- pokazuje na drzwi przedziału.
Chyba za mało spała, bo nikt normalny nie wydaje z siebie takich dźwięków. Ale Ada nie przestaje i pochrząkuje dziwnie dalej. Zaniepokojona patrzę na drzwi.
- O! mmmmmm! - słyszę własną reakcję.
- Jagna, co robisz w warszawskim pociągu?
Nie odpowiada na pytania, bo zamykam na niej ramiona. Moniśka, Jędrek, Michał.
Potwory w warszawskim pociągu!!! Nie mogę uwierzyć.
Droga mija lekko, gawędzimy o tym i owym, o Jimie i jego wizycie, o zabawnych sytuacjach i problemach. Przed Toruniem rapujemy. Tak bardzo się cieszę, że gubię po drodze wszystkie złe myśli.
Jak nawiedzone stado wysypujemy się z pociągu.
- Loco, nie lubię cię! - wrzeszczę widząc uśmiechniętą paszcz i już wiszę w jego objęciach.
- Ciebie też nie lubię Uncas - ale jak nie lubić tak ciepłego uśmiechu.
- Poznajcie moje dzieci. Ada i Brian.

Czuję, jak emocje wirują we mnie, jak narastają. Jedziemy do szkoły. Toruń jest taki piękny... Zimne i nieprzyjazne z zewnątrz mury liceum okazują się najcieplejszym miejscem na tej szerokości geograficznej. Nie czuję barier między ludźmi, czuję ich radość. Jestem gadułą, więc chociaż nie znam prawie nikogo, zaczepiam ludzi, wciągam w rozmowy. Potrzebuję żelazka, bo moja suknia pogniotła się w drodze. Śmieją się a ja zupełnie serio...
Brian jest sfrustrowany widząc piękne stroje chłopaków. Prawdę mówiąc, sama jestem tym sfrustrowana, bo wszystkie ozdoby są oszałamiające i tak starannie zrobione. Jak to możliwe, żeby faceci potrafili tak haftować? Z niedowierzaniem przyglądam się Tancerzom Traw. Mają na sobie chyba po dwie owce. Ubrani, z pomalowanymi twarzami zamieniają się w barwne sny.
Kobiety nie mają tak pięknych szat, ale suknie oddają indywidualność właścicielki. Dziewczyny, rozumiem to doskonale - nie ma nic gorszego na świecie jak zobaczyć inną kobietę w takim samym ubraniu.
Całe mnóstwo uścisków od przyjaciół i dla przyjaciół i ciepło dla tych, którzy jeszcze nie są przyjaciółmi, ale może kiedyś nimi zostaną. Czuję specjalny rodzaj radości, widząc Lakotę. Fajnie, że jest. Jego też nie lubię;-) Ostatni papieros...
- Dziadku, tak się cieszę, że jesteś. - Nie wiem, czy Sat Okh pamięta mnie, ale ja pamiętam słowa Źródła.- Poznaj moje dzieci.
Sat uśmiecha się i ściska małe dłonie. Patrzę z niedowierzaniem. Facet z gazet ze stron podręcznika mojego syna właśnie wita się z...moim synem.
Błyskają flesze aparatów, gdzieś mignęła mi beta.

Głos wzywa do rozpoczęcia Ceremonii. Wychodzimy na korytarz by ustawić się w szyku. Brian czuje się nie pewnie, chce zrezygnować. Jednak jakimś cudem, czy to porwany przez tłum, czy uwiedziony przez muzykę, rusza. Idziemy lekko, rytmicznie. Widzę flagi, Cień w krawacie z paciorów i Sioux niosą Zawiniątko Ruchu, stoją koło Sata . Chyba czuję dumę. Tak, jak wtedy w Bad Land, że ja też mogę tu być, że mogę dotknąć. I nie mogę uwierzyć, że ja też...

The Flag Song, the Honoring Song. Po kolei podchodzimy do Sat Okha i jak umiemy oddajemy mu to, co kiedyś w nas zaszczepił. Pamiętam, kiedy myłam małą dziewczynką, polowałam na jego programy w telewizji. Nie pamiętam tytułu tego cyklu, ale wciąż pamiętam jak płakałam z bezsilnej złości, kiedy przegapiłam jakiś odcinek albo dorośli musieli oglądać w tym czasie jakieś Bardzo Ważne Programy. Pamiętam Jego opowieść o tym jak stara Indianka przepowiedziała Mu, że będzie pływał na wielkim stalowym kanoe białego człowieka. Dokładnie tak powiedział. Nie mam pojęcia dlaczego te słowa utkwiły mi w duszy. Czy Wielkie Marzenia małych dziewczynek spełniają się?

Ada jest taka ufna, bez chwili namysłu wtula się w objęcia Sat Okha. A Brian...rosnę, bo Sat obejmuje go tak ciepło i unosi do góry. Dokładnie tak, jak dziadek wita ukochanego wnuka. Coś zaciska mi się w gardle.
- Dzięki, że jesteś - szepczę, bo nic sensownego nie potrafię wydukać.

A potem sala przestaje istnieć. Zatracam się w rytmie bicia serca Matki Ziemi. Świat może przestać istnieć. Tańczę. Czarna Ziemia i Biały Gwizdek na zmianę. Tańczę. Dla Gussa i Montany. Tańczę. Dla Monte Monstera. Tańczę. Dla Jima. Tańczę. Radość rozsadza mi duszę. Tańczę. Znowu widzę gwiazdy wpadające do tipi przez wiatrownice i czuję tamto Ciepło i znowu słyszę krzyk orła o poranku. Tańczę...

Prezentacja kategorii to zupełnie inna opowieść. Nie wiem, jak mam opisać wirowanie frędzli Tancerzy Traw czy ogień w oczach Doroty tańczącej Taniec Dzwoneczków. Jak za pomocą słów oddać jej ekspresję? Magiczny teatr Tatanka i mgły snujące się po prerii. Nie wiele mi trzeba, by zobaczyć...Kiedy Wilk wyje...oooops! śpiewa, nie panuję już nad sobą i chociaż z drugiego końca sali, też śpiewam, chociaż raczej nie powinnam;-) Przy oklaskach próbuję wyć w hołdzie dla Wilka. Słyszałam jak wył w Srebrnej Górze, więc wiem, że potrafi śpiewać;-)
Gdyby wybierano najpiekniejszą parę na Pow Wow, bez wahania obstawiałabym Pawła Lipeckiego i moją Adkę. Wyglądali pieknie.

Absolutnym hitem Pow Wow nie były jednak tańce ani śpiewy tylko monstrualne drożdżówki. Chyba wszyscy to potwierdzą. Pożarłam swoją a pół zabrałam jednemu z Tancerzy Traw. Gdyby drugi trafił mi pod ręce, też pewnie by stracił. Jedna buła wystarczyła mi zupełnie, ale były zbyt smaczne a ja jestem łakomczuchem ;-)

Round Dances to był już tylko ból nóg.
- Teraz mam tylko gule w łydkach - powiedział mi Krzysiek Zawojski (chyba on?). Ja myślałam raczej o kamieniach. Ale młodsze dziecko właśnie dostało jazdy i brutalnie zerwało mnie z ławeczki, gdzie próbowałam dogorywać w spokoju. Tak więc podniosłam swoje obolałe zwłoki i tańczyłam dalej, ale już na płaskich stopach. Olek nie miał litości dla bliźnich więc przy wynoszeniu flag i Zawiniątka Ruchu niemal płakałam z bólu. Tym razem mój Brat Prawie Krwi wynosił Zawiniątko. Nie ma to jak koneksje rodzinne i reklama ;-)

Nikt nie odebrał mi nawet skrawka radości. Byli dokładnie wszyscy ludzie, którzy mieli być nawet Roksana była !!! i nie było dokładnie tych których być nie powinno. Wielkie Marzenia małych dziewczynek spełniają się ;-)

Jak przez mgłę pamiętam, że siedząc na materacu rozmawiałam z Krzyśkiem Zawojskim (chyba ) i obiecałam odwiedzić stronkę Kondora. Odwiedziłam ;-) Przed oczami wirowały mi barwne plamy... Potem przyszedł Cień i nie wiem. Odpadłam. Nocą Lakota chciał mnie otruć ;)

Nienawidzę ostatnich dni wśród bliskich mi ludzi. A czułam bliskość i jedność bez względu na to czy byli to 'Rabidowcy' czy 'Takiniowcy'. Takie nazwy funkcjonują naprawdę;-)!

Ale wszyscy wiedzą że cofnięta jestem bo widziałam ludzi nie 'Takiniowców' czy 'Rabidowców'. Jestem bliską przyjaciółką Jima, więc napewno jestem 'Rabidowcem'. Ale mam też strój więc chyba jestem 'Takiniowcem';-). Wprawdzie nie byłam nigdy na Takini ale wszystko przede mną. Siedziałam przy stole opychając się przerośniętą bułą i rozmawiałam z 'Prawdziwym Takiniowcem'. Och wiem, że to był właściwie mój monolog, ale nie czułam, że któreś z nas jest gorsze czy lepsze. Czułam, że mamy wspólny fun i wspólną bramkę. Nie mam pojęcia jak ma na imię ten facet, ale mam nadzieję, że jemu słuchało się mnie równie dobrze, jak mi mówiło się do niego. Nie czułam żadnych podziałów. Może to za sprawą 'Huuskalutów', którzy bardzo nawołują do zburzenia niewidzialnych murów, a może w ludziach coś dojrzewa i zmienia się. Cokolwiek to jest, przecież i tak łączy nas jedno: wszyscy kochamy, tylko każdy czuje inaczej i każdy wyraża to inaczej.

Dziękuję wszystkim za to, że mogłam przysłuchiwać się opowieściom pod drzwiami.
Dziękuję za to, sama mogłam coś wyrazić i być wysłuchaną, chociaż tak mało wiem.
Dziękuję za igłę i tolerancję dla mojego zwichniętego poczucia humoru.
Dziękuję za dotyk rąk, za drożdżówki, za to, że byliście.

Yegman