Centrum Szalonego Konia na cenzurowanym

Projekt Crazy Horse Memorial Center

Jak co roku, 6 września 2003 roku - w kolejną rocznicę śmierci Szalonego Konia i rocznicę urodzin Korczaka Ziółkowskiego - setki turystów (głównie białych) oglądało spektakularny wybuch, posuwający nieco do przodu prace nad wielkim pomnikiem wielkiego indiańskiego wodza, tworzonym od 3 czerwca 1948 roku najpierw przez samego Korczaka, a od jego śmierci w 1982 roku - przez rodzinę rzeźbiarza.

Choć Szalony Koń zginął 6 września 1877 roku z ręki współplemieńca w Fort Robinson w Nebrasce, to jego duch przetrwał, przypominając Lakotom o takich cnotach wojowników, jak duma, odwaga i siła. I to żywe dziedzictwo Szalonego Konia sprawiło, że gdy w 1939 roku dobiegły końca prace nad pomnikiem głów czterech amerykańskich prezydentów na Mt. Rushmore, to lakocki starzec Henry Standing Bear poprosił uczestniczącego w tym projekcie Korczaka Ziółkowskiego o wyrzeźbienie w Czarnych Wzgórzach także postaci wodza Lakotów "by - jak pisał - pokazać białym ludziom, że czerwonoskórzy też mają swoich bohaterów".

"Osobiście uważam, że to dobrze, że mamy tę górę po to, by biali ludzie i dominująca kultura mogli zobaczyć, że także mamy bohaterów" - przywołuje po latach tamtą myśl Lawrence White Bird, Południowy Szejen, który promuje tubylczą kulturę w Centrum Pamięci Szalonego Konia, sprzedając książki swego ojca, A.C. Rossa.

James Robideau z Alicja Sordyl w Centrum Szalonego Konia. Foto z archiwum A. Sordyl

Jednak w 55 lat po pierwszych wybuchach w sercu świętych gór Indian Równin, bez widoków na rychłe ukończenie zamierzonego na dziesięciolecia projektu, tubylczy Amerykanie mają mieszane uczucia zarówno na temat niemal ogromnej, blisko 200-metrowej rzeźby, jak i dużych sum pieniędzy przepływających co roku przez ręce rządzącej w Fundacji i Centrum Pamięci Szalonego Konia rodziny Ziolkowskich.

Dla niektórych jest to nie tylko miejsce pracy, ale i miejsce, w którym można odreagować lata rasizmu i dyskryminacji tubylczych Amerykanów. "To co tu się dzieje sprawia, że jestem dumny" - mówi na przykład Clayton Quiver, Lakota pracujący w Centrum. "Tu naprawdę robią coś dla Lakotów. Dobrze jest widzieć ludzi, którzy przyjeżdżają tu, zatrzymują się i mówią mi, jak wspaniałą mamy kulturę."

Z kolei Seth Big Crow, którego prababcia była ciotką Szalonego Konia, przyjmuje obecność pomnika ze spokojną rezygnacją i zastanawia się, czy po latach nie będzie to amerykański odpowiednik posągów na Wyspie Wielkanocnej. "Może za trzysta, czterysta lat nas jużz tu nie będzie, niczego nie będzie, tylko twarze czterech prezydentów i pomnik przypominający, że kiedyś byli tutaj tubylczy Amerykanie. A jak inaczej możemy bez pieniędzy stworzyć coś równie potężnego, co symbolizowałoby każego tubylca ze Stanów Zjednoczonych?"

Ale Big Crow i wielu jemu podobnych pamieta też o pieniądzach zarabianych na imieniu jego przodka. Korczak i Ruth Ziolkowscy zbudowali przez lata Centrum Informacyjne, Centrum Edukacyjno-Konferencyjne, Indiańskie Muzeum Ameryki Północnej, restaurację, bar, sklepy z pamiątkami, Centrum Kultury Tubylczych Amerykanów, warsztat, studio i izbę pamięci Korczaka Ziółkowskiego. Wszystko to co roku przynosi rodzinie kilka milionów dolarów, których wykorzystanie budzi zrozumiałe zainteresowanie, a czasem i zazdrość.

Pomnik Szalonego Konia, widok obecny. Foto Alicja Sordyl

Otwartym pozostaje pytanie, czy Standing Bear prosił tylko o pomnik, czy też zgadzał się zarazem, by na imieniu Szalonego Konia ktoś robił interesy. "Kiedy zaczyna się zarabiać pieniądze, zamiast starać się ukończyć projekt, to dla mnie coś zaczyna iść w złym kierunku" - mówi Seth Big Crow. Jasne jest też stanowisko wdowy po rzeźbiarzu, Ruth i siedmiorga ich dzieci, pracujących na rzecz Centrum: "Nie da się zadowolić wszystkich. Jeśli obrażamy kogoś, to bardzo nam przykro. Ale robimy to, o co nas poproszono."

Podstawowy problem - według Elaine Quiver, potomkini Szalonego Konia - polega na tym, że Henry Standing Bear nie miał prawa prosić Korczaka Ziółkowskiego o stworzenie pomnika. Kultura Lakotów wymaga bowiem zgody wszystkich członków rodziny na taką decyzję. Nikt nie zabiegał o to ani przed, ani po rozpoczeciu budowy. "Nie szanują naszej kultury - mówi Elaine - bo nigdy nie daliśmy nikomu zgody na rzeźbienie świętych Czarnych Wzgórz, w których pochowani są nasi zmarli. Te góry są tu po to, byśmy się cieszyli i byśmy się modlili. Nie po to, by rzeźbić w nich jakieś postaci."

Pomnik niepokornego indiańskiego wodza ze zrozumiałych względów nie budził nigdy wielkiej sympatii amerykańskich władz. Będąc w okolicy, dużo łatwiej dostrzec drogowskazy ku Mt. Rushmore, niż dewastowane często przez niewidzialne ręce tablice informujące o Crazy Horse Memorial. Gigantyczny projekt realizowany na przemysłową skalę w sercu Czarnych Wzgórz nie budzi też zachwytów ekologów ani miłośników sztuki.

Jest też i druga, bardziej wymierna, przyczyna niezadowolenia samych Indian. Choć dyrektorka Muzeum Ann Ziolkowski mówi o tysiącach dolarów na stypendia dla indiańskich dzieci, to wielu Indian pyta o miliony dolarów zgromadzone przez pół wieku dzięki Szalonemu Koniowi. Wielu uważa też, że korzyści, odnoszone przez tubylczych Amerykanów dzieki istnieniu Centrum pamięci i budowie pomnika Szalonego Konia, są zbyt skromne. Niektórzy podnoszą wątpliwości co do rzetelności rozliczeń finansowych rodziny Ziolkowskich.

Z dostępnego publicznie zeznania Fundacji podatkowego za rok finansowy 2002 wynika m.in., że wartość majątku Fundacji wynosi 31,2 mln dolarów. Zarówno wydatki, jak i zysk netto Fundacji wyniosły nieco ponad 2 mln dolarów. Fundacja wypłaciła w 2002 roku stypendia o łącznej wartości 65 tysięcy dolarów, czyli mniej więcej tyle, ile wyniosło roczne wynagrodzenie Prezesa - pani Ruth. Skarbniczka Jadwiga zarobiła 38 tysięcy dolarów, Dyrektorka Muzeum Anne - 28 tysięcy, a Dyrektorka Monique Ziolkowski - niecałe 15 tysięcy dolarów.

Poproszona o komentarz do zarzutów w sprawach finansowych Anne Ziolkowski oświadczyła 6 września 2003 roku, że Fundacja Szalonego Konia "ufundowała w ubiegłym roku stypendia dla tubylczych Amerykanów o wartości 250 tysięcy dolarów". Jeśli nawet jest to prawdą, to skąpe i niejednoznaczne informacje Fundacji na temat jej przychodów i wydatków nie budują zaufania ani dobrej opinii wokół całego tego kontrowersyjnego projektu.

Twarzą w twarz z Szalonym Koniem...

Od samego początku aż do dziś ogromny projekt wielkiego rzeźbiarza o polskich korzeniach i indiańskim sercu budzi emocje i spory równie wielkie, jak sama wizja artysty i plac budowy. I tak jak nieprędko zapewne doczekamy się ukończenia całego dzieła Korczaka, tak nieprędko ustaną dyskusje wokół niego. A nad Czarnymi Wzgórzami od lat nie tylko unosi się duch Szalonego Konia, ale i góruje - zarys konnej postaci wielkiego wodza.

Cień

Zobacz też: Crazy Horse Memorial - gift shop