Rozglądam się za "starymi" przyjaciółmi…

Bieszczady 1978

 

Przed wyjazdem na zlot czuję ogromną radość i jestem bardzo podekscytowana. Wiem, że już za kilka dni spotkam przyjaciół, których poznałam na swoim pierwszym zlocie. To najpiękniejsze chwile, kiedy widzę ich wszystkich, ale jeszcze większa radość, gdy przyjeżdżają znajomi po paru latach nieobecności. Przyjeżdżają niepewni, nie wiedzą jak zostaną przywitani. I zdarzyło się nieraz, że ich dawni “przyjaciele” nie chcą ich pamiętać. Czują wtedy upokorzenie i wstyd przed swoją rodziną, której tak wiele opowiadali o naszym Ruchu. Przyjeżdżają ze swoimi mężami, żonami i dziećmi, aby zobaczyli, jacy wspaniali, bezpośredni i przyjacielscy ludzie, ci indianiści. A tu kubeł zimnej wody...

Wiele razy wszyscy słyszeliśmy o młodych ludziach, którzy są na zlocie pierwszy raz i boją się zapukać do tipi nieznajomych. A ci, którzy się odważyli, słyszą, że to impreza zamknięta, albo wskazuje się im miejsce na drewnie na opał, co oznacza, że są niemile widziani. Kiedy już nareszcie stanie mój zlotowy dom tipi, rozglądam się za “starymi” przyjaciółmi. Wypatruję Szopa, Jacka Przybylaka, Patryka, Mike'a, Mokasziego i innych, ale na próżno. Od lat nie widziałam już Krzysia Zawojskiego, nikt nie wspomina Jurka Tołłoczki, grupy warszawskiej, która “katowała” nas “Obławą”. Pamiętacie Darka z Łodzi, który razem z Piotrem Spólnym rozpoczynał trwające do rana dysputy nad charakterem Ruchu?

Wielu ludzi przestało przyjeżdżać i to nie dlatego, że przestali interesować się Indianami. Mieli swoje powody i niełatwo było im podjąć taką decyzję, ale sądzę, że zrobili to w porę.

O nich przynajmniej nikt nie powie, że są “nikim znaczącym dla Ruchu”.

Pozdrawiam ich wszystkich bardzo serdecznie.

Mira

Nowa Wieś Ujska 2001