Za TAWACIN, Przegląd PRPI, WIOSNA'89

FAJKA

Siedział już tak od długiego czasu. Wiedział, że to nadchodzi, że zaczyna ogarniać go swoją mocą. Poddawał się temu uczuciu z lękiem, ale i z ciekawością. Przez nagie ciało co chwilę przebiegał dreszcz. Cztery ostatnie dni głodował i był sam. Pamiętał, że tak trzeba, że Oni tak robili. Wiedział, że to jedna z dróg powrotu. A bardzo chciał wrócić. Jeszcze nie do końca wiedział do czego, ale coś mu szeptało, że jeszcze chwila a zrozumie, pozna PRAWDĘ WIELKIEJ TAJEMNICY. Był niecierpliwy. Gdy był w Szałasie Pary, myślał, że to już, ale nie, wtedy nie był jeszcze gotów. A więc teraz. Siedział w bezruchu z zamkniętymi oczyma. Długie frędzle przy nowych legginach w bezładzie układały się na ziemi, na nogach czuł miękkość skóry bogato zdobionych mokasynów. Rozwieszone wokół niego rytualne przedmioty przypominały o istnieniu Ducha. Przed nim, o wyciągnięcie ręki, spoczywała nabita fajka. Czuł jej moc i wiedział, że ta chwila nadchodzi. Zapalił fajkę. Wciągnął dym głęboko i modląc się wydmuchiwał go na wschód. Bębny zaczęły grać swą monotonną melodię, niebo zaczęło różowieć. Wydmuchując dym na południe usłyszał jak bębny się zbliżają, poczuł na ciele ciepło pierwszych promieni słońca. W oddali rozległ się śpiew. Skierowując pasmo dymu na zachód, pojął na czym polega Tajemnica Wielkiego Kręgu. A bębny grały coraz bliżej i głośniej. Wydmuchując dym na północ przeraził się chłodem wiatru jaki go owionął. Bębny zagłuszały jego myśli, a on już wiedział, co to jest śmierć. Gdy skierował dym ku Ziemi, zawirował pod nim niwecząc wszelką logikę. Jego myśli były jak ogłuszający łomot bębnów. Nie mogąc się temu przeciwstawić, zaczął się poddawać i zatracać w tym szaleńczym rytmie. Jakiś cień rozpostarł się nad nim. Spojrzał w górę i zobaczył wielkie, czarne skrzydła i opierzoną głowę ptaka ciskającego błyskawice. "Jakie to piękne" - zdążył pomyśleć zanim poczuł, jak ptak unosi go wysoko, wysoko w wielką jasność. Robiło się cicho, coraz ciszej. Czuł, że spada. Było mu dobrze. Poznał.

W ciemnym pokoju, wśród porozrzucanych sprzętów leżało ciało półnagiego chłopca w podartych dżinsach i dziurawych trampkach. Marihuana - rzekł dyżurny lekarz pogotowia ratunkowego, wąchając małą, glinianą fajeczkę - znów jakiś indianista się zaćpał.

Wszystkim "Młodym Nawiedzonym" - poświęcam - Marek K.

****

Literatura