[ "TAWACIN" nr 4 (41) Zima 1997 ]

 

Zwierzenia Cienia

 

53. Nie wierzcie w plotki na temat PSPI. A przynajmniej nie we wszystkie. Słyszałem ich ostatnio sporo, co oznacza, że wiele innych do mnie jeszcze nie dotarło. Otrzymałem też parę rzeczowych pytań, więc pewnie nie tylko ich autorzy oczekują odpowiedzi, bądź czują się niedoinformowani. Chciałem jednak zaznaczyć, ze choć jestem członkiem władz PSPI, to ani nie czuję się uprawniony do zabierania głosu "w imieniu", ani nie mam takiego formalnego upoważnienia, mogę więc rozpisywać się i wypowiadać na ten temat jedynie prywatnie. "W temacie" PSPI zwierzam się w tym miejscu także dlatego, by nie odbierać miejsca przeznaczonego w "Tawacinie" na inne, czysto indiańskie lub choćby bardziej indiańskie (a więc bardziej interesujące większość czytelników) sprawy.

54. Po pierwsze spieszę uspokoić jednych, (i - być może - zasmucić innych), iż Polskie Stowarzyszenie Przyjaciół Indian nie rozwiązało się, nie rozpadło, anie nie zawiesiło działalności. I nie sądzę, by uczyniło to w najbliższych miesiącach. Jego działacze nie zeszli do podziemia i nie ukrywają się przed światem a wszelkie oficjalne informacje na temat PSPI, w tym jego warszawskiej siedziby, składu władz i form działania, można uzyskać np. w ogólnie dostępnym rejestrze stowarzyszeń, w prowadzonych przez różne organizacje pozarządowe bazach danych ruchów i organizacji społecznych, w niezbyt licznych, lecz istniejących dokumentach PSPI, u naszego sekretarza i rzecznika prasowego Anny Doroty Tomala z Warszawy, i u innych aktywnych (co chcę podkreślić) członków Stowarzyszenia. Nie jest też prawdą, jakoby skarbnik PSPI zagarnął skromne (lub zdaniem niektórych fantastów spore) fundusze Stowarzyszenia i zaginął z nimi (lub dzięki nim) gdzieś w Ameryce - choć jest faktem iż nasza stała od kilku lat skarbniczka Joanna Lewicka wyjechała czasowo, prywatnie i za własne jak najbardziej pieniądze do USA. Żadne zmiany nie zaszły też jeśli chodzi o funkcjonujące od powstania PSPI w białostockim PBK konto Stowarzyszenia (chcemy przenieść je w bardziej dostępne miejsce, i na pewno zawiadomimy o tym - po fakcie), ani w zasadach płacenia składek - podstawowego źródła dochodów organizacji.

55. Jest faktem dość oczywistym, że PSPI nie spełniło wszystkich - często utopijnych i wygórowanych - nadziei związanych z jego powstaniem, i że nie spełnia wszystkich - mało realnych lub sprzecznych - oczekiwań związanych z jego funkcjonowaniem. Taki jest los każdej chyba formalnej organizacji i każdego nieformalnego ruchu (PRPI też), że praktyka mniej lub bardziej rozmija się z ideą. Nie oznacza to jednak, iż PSPI nie sprawdziło się totalnie i że nie ma sensu istnieć (choć nie musi to być - a nawet nie powinno - wciąż to samo stowarzyszenie).

56. Pełniąc funkcję wiceprzewodniczącego Zarządu Głównego PSPI do spraw kontaktów z zagranicą, interesowałem się przede wszystkim działalnością członków Stowarzyszenia w tym zakresie i sam w ostatnich miesiącach nie narzekałem na brak zajęć. Wystarczy przypomnieć nasz udział w Biegu Wolności i kilku pobiegowych spotkaniach, wsparcie PSPI dla Polskiej Grupy Poparcia Leonarda Peltiera i walki o prawa Indian w obu Amerykach (symboliczna polska flaga w Big Mountain...), wizytę Franka Dreavera w Zdzieszowicach, Poznaniu i Wałbrzychu, czy udział polskich delegatów w Świętym Biegu na Wyspach Brytyjskich i w berlińskim Euromeetingu. A przy okazji tego ostatniego - właśnie w Berlinie okazało się, jak ważne może stać się istnienie formalnej organizacji w rodzaju PSPI. Tylko członkowie takich organizacji mają bowiem prawo podpisywania rezolucji uchwalanych na spotkaniach europejskich grup poparcia Indian i innych podobnych konferencjach. Znaczenie tego rodzaju poparcia sami Indianie podkreślali nie raz. Czy oznacza to także ich poparcie dla idei PSPI? Co do idei - nie mam wątpliwości.