[ “Tawacin” nr 1 (73/2006 ]
Zwierzenia Cienia
181. Nie wiem, dlaczego spora część miłośników Indian traktuje swoich idoli jak pozbawionych wszelkiego wyrachowania altruistów czy wręcz głupców. Jedni uważają Indian za analfabetów, którzy w swej naiwności i prostocie po prostu nie umieją liczyć. Inni — za rodzaj idealistów, którzy jakiekolwiek przywiązanie do dóbr materialnych uważają zapewne za brzemię białego człowieka. Jeszcze inni traktują Indian jak niewyczerpany (a więc chyba bogaty) supermarket najrozmaitszych przydatnych im pomysłów, ideologii, wzorów i dóbr — nie zastanawiając się zbytnio nad ceną tego, po co chętnie i bez cienia wdzięczności sięgają. Wszystkie te wyobrażenia są oczywiście zbytnim uproszczeniem, choć na ich poparcie można znaleźć przykłady. Dlatego dobrze byłoby, gdyby każdy indianista, który czuje w sobie „indiańską duszę”, wyjaśniał też przy okazji (innym i samemu sobie), jakich to Indian ma konkretnie na myśli.
182. Oto magazyn Science doniósł niedawno o odkryciu w Amazonii niewielkiego plemienia Piraha, którego członkowie... nie umieją liczyć. Chociaż nie znają pojęcia liczb ani wartości i na co dzień posługują się jedynie terminami „mało”, „niewiele” i „dużo”, to nie przeszkadza im to żyć w zgranych grupkach myśliwych i zbieraczy, z dala od brazylijskiej cywilizacji. Nie znają pisma, ich pamięć zbiorowa sięga tylko dwóch pokoleń, obokmowy komunikują się śpiewem i gwizdami. Nie znają mitów o stworzeniu, nie opowiadają bajek, nie mają sztuki ani nazw na kolory. Jednak nie są upośledzeni — skutecznie polują, handlują, żartują. Poza tym — zapewne słusznie — nie wierzą, by ktoś obcy był w stanie ich zrozumieć — nawet jeśli pozna ich język i będzie żył wśród nich. Co ważne, Piraha nie są ludem całkowicie izolowanym — od ponad 200 lat kontaktują się z sąsiadami, handlują, wymieniają się kobietami. Ale uważają się za „innych”, wręcz lepszych, i nie chcą się w żaden sposób zmieniać. Przykład ten pokazuje, jak odmienne od naszego — jakże często wyrachowanego — bywają sposoby myślenia i wzory kultury innych ludów.
183. Bywa też inaczej — różnice kulturowe, inne tradycje, poczucie odrębności nie przeszkadzają Indianom w czerpaniu zysków na przykład z posiadania czegoś, co ma realną wartość dla białych (choć dla nich samych — niekoniecznie). Wiele plemion czerpie spore dochody z prowadzenia kasyn gry — w których biali dobrowolnie oddają im swoje pieniądze — lub nieźle zarabia na dzierżawie praw do eksploatacji złóż surowców (choć czasem też — jak Nawahowie czy Dine — płacą za to wysoką cenę). Gdy sto lat temu na Terytorium Indiańskim wokół Tulsy odkryto złoża ropy naftowej, wśród właścicieli praw do „płynnego złota” było też około tysiąca Krików pełnej krwi. Co dziesiąty członek plemienia stał się nagle bardzo bogaty, a niektórzy na dzierżawie praw do ropy zarobili miliony dolarów. Z kolei 2200 Osedżów sprawiedliwie podzieliło zyski między członków plemienia, zyskując w 1925 roku po 50 tys. dolarów. Osedżowie stali się wówczas najbogatszą grupą etniczną świata, a w Pawhuska — ich stolicy — działał największy w USA dealer cadillaców. Na miejscu wiązu, pod którym Indianie handlowali działkami, a który nazywano „Wiązem Miliona Dolarów”, stoi dziś kasyno o tej samej nazwie.
184. W sprzyjających okolicznościach Indianie z Oklahomy wykazali się zmysłem do interesów i zamiłowaniem do luksusu. Skądinąd wiadomo, że znani z potlaczy Indianie z Północnego Zachodu mierzyli bogactwo nie ilością dóbr zgromadzonych, lecz — rozdanych lub zniszczonych. Do dziś żyją też w Amazonii tacy, co nie umieją zliczyć do trzech. Amerykański lingwista Benjamin Lee Whorf uważał, że język może wpływać na charakter, myśli i zachowania ludzi. Mnie wciąż zadziwia i fascynuje to, jak rozmaite są u różnych grup Indian wzory kultury, sposoby wyrażania myśli i traktowania rzeczywistości. Możliwe, że nasz własny język, nasza europejska kultura oraz odziedziczony po przodkach sposób myślenia nie pozwolą nam nigdy zrozumieć Indian w pełni. Ale nie znaczy to, że nie powinniśmy próbować.
Marek Nowocień