[ "Tawacin" nr 62 (2/2003) ]

Zwierzenia Cienia

137. Świat staje się ponoć jedną wielką wioską. Indiańską wioską, oczywiście. Jak grzyby po deszczu, w tym roku już niemal w każdym województwie, mnożą się kolejne "indiańskie wioski". Od mniej niż skromnych - z jednym tipi, paroma szałasami i kupką mniej lub bardziej "indiańskich" wyrobów - po wielosezonowe i wieloosobowe przedsięwzięcia z bogatym wystrojem i programem, dużymi ambicjami i sporymi już obrotami. Jedne z nich, ściśnięte na podmiejskiej działce, bronią się pomysłowością i dorobkiem gospodarzy. Inne zachęcają do ich odwiedzenia już samym bogactwem otaczającej je przyrody, atrakcyjną rzeźbą terenu, czy możliwościami różnicowania programu w zależności od ilości i potrzeb klientów. Mamy już "cywilizowane" wioski z zapleczem sanitarnym i gastronomicznym, z prądem i bieżącą wodą, i śródleśne obozy, namioty i chatki, pozbawione tych udogodnień - nie mniej czasem atrakcyjne dla gości spragnionych odpoczynku i przygody na łonie Natury. Obok oddalonych od głównych szlaków turystycznych przytulnych obozów otwartych na każdego zagubionego wędrowca istnieją też kompleksy "agroindianistyczne", nastawione na obsługę całych autobusów gości.

138. Nasze "indiańskie wioski" - stałe, sezonowe bądź przenośne i stawiane okazjonalnie - różnią się znacząco od kowbojskich parków rozrywki oraz westernowych stadnin i skansenów, od lat funkcjonujących od Kołobrzegu po Karpacz. Nie mają ich rozmachu (jeszcze?), nie są nastawione i gotowe (jeszcze?) na obsługę setek turystów i dziesiątek autokarów. Ich twórcy zainwestowali w budowę, utrzymanie i reklamę wiosek raczej skromne środki. Wszedzie jednak zobaczymy kilka tipi (czasem także duże tiotipi), konstrukcję szałasu potu, replikę "indiańskiego cmentarza" (mary na drewnianym rusztowaniu), większą lub mniejszą ekspozycję wyrobów Indian Równin, strzelnicę, plac zabaw i przewodników w "indiańskich" strojach. Wśród dodatkowych atrakcji znajdziemy konie lub psy zaprzegowe, czasem kanu, wigwam Indian leśnych lub totem rodem z Północnego Zachodu. Nie za wiele to, jak na prezentację bogactwa kultur i obyczajów 500 Tubylczych Narodów, ale też większość wiosek instnieje dopiero od niedawna i planuje rozwój a ich program, nastawiony na podstawy edukacji i zabawę z dziećmi, jest i tak ciekawszy, niż spotykany gdziekolwiek indziej w Polsce.

139. Co ważniejsze, indiańska kultura materialna (i do pewnego stopnia duchowa) w "indiańskich wioskach" nie jest traktowana tylko komercyjnie i przedmiotowo, bądź po macoszemu. Nie znaczy to wcale, że nie ma w nich miejsca na komercję, tandetę, bylejakość, prowizorkę, pogoń za kasą, kłótnie i różnice interesów - większość z tych wad występuje też w każdej z "naszych" wiosek. Ale to co je wyróżnia, to nie tylko przyzwoita jakość budowli i eksponatów, ale także spora z reguły wiedza i wspólne "korzenie" gospodarzy. Byłoby dobrze, by rozwijać możliwości dzielenia się tą wiedzą w ramach typowych programów i imprez okazjonalnych. Trudno liczyć natomiast - z powodów ekonomicznych - na wyższą jakość stoisk z pamiątkami. Wśród tandety nabywanej w hurtowniach i robionych na kolanie wisiorków z piórkiem oraz łapaczy z dzwoneczkiem równie ciężko znaleźć dobre kopie i repliki prawdziwych wyrobów indiańskiej sztuki i rzemiosła, co dobrą indiańską literaturę czy prasę (widział gdzieś ktoś w wiosce "Tawacin" czy "Wabeno"?).

140. Choć różnią się wielkością, organizacją i ofertą, "indiańskie wioski", tworzone przez ludzi związanych z Polskim Ruchem Przyjaciół Indian, mają wiele wspólnego. Czeka je przyszłość, mogą w niej zdziałać wiele dobrego i powinny w tym celu współpracować. W dużej mierze to własnie one, obok Internetu, przejęły rolę Zlotów jako naszej wizytówki i "okna na świat". W ich kształtującym się dopiero charakterze i mglistej jeszcze filozofii pozostaje na szczęście coś z ideałów przyjaciół Indian, co różni je od innych komercyjnych przedsięwzięć, eksploatujących indiańskie motywy i atrybuty wyłącznie w celu zdobycia klienta. Warto o tym pamiętać, warto to zachować i rozwijać. Byłoby dobrze, by już po zamknięciu bram po ostatnich turystach, w blasku i cieple wieczornego ogniska, gospodarze wiosek oraz ich goście i przyjaciele z Ruchu mieli czas i ochotę zastanowić się czasem, co to takiego.