[ "Tawacin" nr 58 (2/2002) ]

Zwierzenia Cienia

 

121. Już dwadzieścia pięć razy polscy miłośnicy Indian spotykali się latem w obozach, w których z roku na rok przybywało mieszkańców, namiotów, tipi, strojów i innych indiańskich akcentów. Zloty Polskiego Ruchu Przyjaciół Indian weszły na stałe do kalendarza polskich indianistów, stając się z czasem coraz większymi i bardziej złożonymi przedsięwzięciami organizacyjnymi. Przez ćwierć wieku liczba zlotowych tipi wzrosła blisko stukrotnie, a liczba ich mieszkańców - dziesięć razy! Z roku na rok zmieniało się też i wzbogacało socjalno-techniczne zaplecze zlotu. Jeszcze kilka lat temu obywaliśmy się bez przenośnych toalet i wielofunkcyjnej faktorii. Jeszcze niedawno nie były nam potrzebne kontenery na śmieci, beczkowozy, przyczepy drewna na opał, ani warczące piły spalinowe. Z czasem wzbogacało się także wyposażenie i środki transportu zlotowiczów (a zdarzało się dawniej, że brak było nie tylko strzeżonego parkingu, ale też - dziś nie do pomyślenia - drogi dojazdowej do zlotu!).

122. Z upływem lat zmieniał się też sposób organizacji życia w obozie. Przez wiele lat znaliśmy się na zlocie niemal wszyscy i rozbijaliśmy się - z grubsza - w jednym kręgu. Choć od początku spieraliśmy się o podejście do indiańskich strojów (robić je i nosić, czy nie?) i ceremonii (czy, kto i jak ma np. palić Fajkę na otwarcie?), to skromna generalnie wiedza teoretyczna i ubogi dorobek materialny większości indianistów sprawiały, iż nie było z tego powodu większych konfliktów. Jeszcze w połowie lat 90. nie było też praktycznie żadnych "tradycyjnych" stowarzyszeń, obwoływaczy ani strażników ognia (choć imprez zwoływanych przy centralnym ognisku wcale nie było mniej...). Nie było pasażu handlowego ze straganami kuszącymi indianistów i turystów, nie było też zlotowego przedszkola (bo rodzin z dziećmi przybywało na zlotach powoli). A i same zloty trwały do niedawna tylko jeden weekend.

123. Aż do końca lat 80. do rzadkości należały kontakty ludzi z Ruchu z Indianami, a także z innymi europejskimi grupami ich miłośników. Nie zastanawialiśmy się więc zbytnio nad tym, co nas z nimi łączy, a co wyróżnia, jak wypadamy w porównaniach, ani jak możemy być postrzegani w Kraju Indian. Dopiero wyjazdy na inne europejskie zloty, biegi i spotkania oraz coraz częstsze podróże indianistów do Ameryki spowodowały, iż zaczęliśmy się porównywać z innymi (indianistami i Indianami), podpatrywać ich i naśladować. Dopiero od niedawna zaczynamy myśleć o tym, jak jesteśmy odbierani w różnych kręgach po obu stronach Oceanu, jaką rolę pełnimy, lub chcemy pełnić, jako Ruch w naszym społeczeństwie, a także - czym dla nas samych są zloty i szerzej - nasze indiańskie zainteresowania.

124. Już ponad ćwierć wieku nasz Ruch - i jego zloty - ulegają rozmaitym przemianom. Po części jest to efekt naszych świadomych działań i planów, po części - skutek rozwoju nas samych i zmian w otaczającym nas świecie. Nie wszystkie te zmiany dostrzegamy na co dzień, nie wszystkie potrafimy zrozumieć, zaakceptować, czy zrealizować (jak choćby stałe miejsca czy regulamin zlotów). Młodszym brak doświadczenia, cierpliwości i zrozumienia dla tradycji, starszym - świeżości spojrzenia, otwartości, radości z życia "po indiańsku". Jednak jednym i drugim - przynajmniej w większości i od czasu do czasu - wciąż zależy na tym, by zloty pozostały Świętem Polskich Indianistów. Ale jedni i drudzy muszą też liczyć się z tym, że nie dla wszystkich już zloty pozostają najważniejszą imprezą w roku. Że ani (nie)uczestnictwo w zlocie nie jest dowodem (nie)przynależności do Ruchu, ani też identyfikowanie się z PRPI nie jest jedyną dopuszczalną formą kroczenia po "indiańskich ścieżkach". Zamknięte spotkania i specjalistyczne warsztaty, komercyjne "indiańskie wioski" i występy zespołów promujących tubylcze kultury obu Ameryk, działalność w kręgach naukowych i w mediach (Internet!) są dziś - jak niegdyś wystawy, sesje popularno-naukowe, Euro-meetingi, indiańskie biegi, czy same zloty - częścią idei i zjawiska, które sami kiedyś nazwaliśmy Polskim Ruchem Przyjaciół Indian. Myśląc o tym, jaki będzie nasz tegoroczny 26. zlot cieszę się, że Ruch doszedł do tego miejsca i liczę, że się w nim nie zatrzyma.