CHODZIEŻ 1-4.08.1979





A gdy się pal męczarni rozpadł
wskutek nożami posiekania
i dał w ten sposób sygnał wiarze,
że czas najwyższy na rozstania,
co ranka nowa grupa osób
ruszała do PKP stacji,
by z żalem i bagażem przeżyć
wrócić znów do cywilizacji.
Myli się jednak ten, kto sądzi,
że taką oto smętną drogą
ludzie ci o swej wielkiej pasji
na cały rok zapomnieć mogą.
Nie! Wprost przeciwnie - bowiem tacy,
którzy przetrwają próbę czasu,
nie raz przypomną swe osoby,
nim wrócą znów za rok do lasu.
Przez całą jesień, zimę, wiosnę
wysyłać będą listy, paczki,
zdobywać nowe materiały
i forsę ciułać wciąż na znaczki.
Nocami będą jednym palcem
męczyć maszyny do pisania,
tłumaczyć, sprawdzać, przepisywać,
byleby mieć coś do wysłania.
Będą po bibliotekach grzebać,
farbami i kredkami mazać,
fotografować, tkać, wyszywać,
byleby było co pokazać.
I tak, jak Mekkę muzułmanie
, Polsko-indiańska cała młodzież
czcić będzie święte dla niej miasta
- Warszawę, Rzepin, Gdańsk i Chodzież.
Kto z hipisami zaś w przyjaźni,
ten gotów stanąć jest na głowie,
byle sie znowu z nimi spotkać
w połowie sierpnia w Częstochowie.
A kiedy już wiosenne słonko
przygrzało trochę mocniej z góry,
to miłośnicy Indian w Polsce
wychodzić chcieli wprost ze skóry,
by tak ułożyć letnie plany,
wakacje, egzaminy, wczasy,
by znaleźć parę dni wolnego
i zaszyć się w chodzieskie lasy,
w których - tak jak przed dwoma laty -
pierwszy raz w dziejach polskiej nacji
"czerwonoskórzy" i "czerwoni"
zasiedli razem do kolacji.
Tam bowiem na niewielkiej łące,
wokoło której stała siatka,
stanęli w kręgu Indian fani
i regionalnych władz gromadka.
I tam, po wzniosłych przmówieniach
grupowych wodzów oraz gości,
spożyto przypalone placki
- strawę przyjaźni i jedności.
Na maszcie zaś dwie barwne flagi
załopotały nad głowami
- biało-czerwona i dakocka
- z ośmioma w kręgu namiotami.
Oni to bowiem - klub z Chodzieży
- zwany "Dakota" od lat kilku -
zgodzili się znów przygotować
zlot "starych" oraz "młodych wilków".
Stanęło więc przy leśniczówce,
niewiele kroków od jeziora,
siedem "wigwamów" w dużym kręgu
oraz namiotów liczba spora.
Zgodnie z tradycją, zaraz obok
stanął też pal męczarni gruby,
by ten i ów mógł się pomęczyć,
zawzięcie nowe czyniąc próby
takiego wykonania rzutu,
by topór, nóż, czy finka mała
wbiły się wreszcie w pień cholerny
i by nadzieja naświtała…
Nadzieja? Na co - ktoś zapyta;
- Dla najlepszego wśród rywali
nagrodą jest tomahawk-cudo
z prawdziwej okrętowej stali.
Ci co wzgardzili białą bronią
mogą za łuk i strzały chwycić,
by - po mozolnych próbach wielu -
trafieniem w tarczę się poszczycić.
Są wreszcie tacy, co powiedzą,
że oręż to człowieka zguba
i będą czytać Castanedę
jak dzionek długi i noc długa.
Raz tylko, późnym już wieczorem,
groza rzuciła wszystkich w trawę,
gdy Pan Gajowy chwiejnym krokiem
wyszedł ze strzelbą na obławę.
Stanął na ganku, krzyknął głośno,
że "Czas z dzikimi się rozprawić!",
spojrzał, że sam jest, a ich - wielu
i... odechciało mu się bawić.
Można więc było doskonalić
ducha i ciało, w chwilach wolnych
do paczki dla indiańskich dzieci
dorzucić coś z przyborów szkolnych,
Wystawę można było zwiedzić
- dla twórców-amatorów akcję -
z warszawiakami sie pokłócić
o stroje, czy też profanacje.
- Jak fajnie w lesie żyć w ten sposób
- ktoś powie - gdy nie widać ludzi...
Bzdura! Tuż obok niejednego
musiano w centrum miasta cucić,
gdy w nocy, wodą przyniesione,
ze snu błogiego go wyrwało
walenie w bęben bez wyczucia
i ryki "Heya! Heya-ha-oo!"
To nie to samo, co przed rokiem,
warunki wielkomiejskie zgoła:
wciąż jacyś nieproszeni goście,
a kiedy "Obiad!" ktos zawoła,
to głodnych dzikich pysków setka
migiem na placu staje kupą
- ośrodek OHP pobliski
uraczy wszystkich chętnych zupą.
I rusza droga zmetysiała
banda hipiejów i wariatów,
a dobrzy ludzie szepcą z boku:
- Znów ci (trzy kropki) z rezerwatu...
Nie byłby opis ten kompletny,
Gdyby pominąć dwa zdarzenia:
Pierwsze - za sprawą M. Fiedlera
stworzono szansę obejrzenia
dwóch filmów, co obrazowały
indiański sposób życia sielski
gdzieś w kanadyjskich puszcz ostępach,
komentarz miały zaś - angielski.
Zdarzenie drugie, mówiąc w skrócie,
do tego zaś się sprowadzało,
że rankiem dnia przedostatniego
przed obóz auto zajechało,
gajowy upchał w jego czeluść
kilka dziesiątków ochotników
i pojazd wywiózł ludzi w teren,
by oczyścili las z patyków.
Przez kilka godzin w pocie czoła
grupki młodzieży z toporkami
nosiły pieńki i gałęzie
między skrzynkami z napojami.
Czyn ten społeczny zakończono
- ku obopólnej satysfakcji -
kiedy butelki opróżniono
i nadszedł wreszcie czas kolacji.
Odtąd bohaterowie pracy
mogą wieczorem, w ognia blasku,
o tamtej akcji snuć wspomnienia
i szczycić się nią aż do brzasku.
Tak kończył się Ogólnopolski
Trzeci Zlot Członków KZKI;
Jeszcze petycje podpisano,
Jeszcze adresy wymieniali…
Jeszcze, kto chciał, mógł na pamiątkę
Przewodnik po Chodzieży dostać
(z pieczątką Zlotu na okładce),
by łatwiej było im się rozstać.
Opustoszła wreszcie łąka,
w Chodzieży ludzie odetchnęli,
bo kto by wtedy się spodziewał,
że tylko rok to miasto dzieli
od tego pamiętnego Sierpnia,
dni historycznych w wielkiej skali,
od chwil uniesień, niepweności,
nowych programów i skandali.
Nic przecież nie zapowiadało,
ze te lubiące Indian dzieci,
rok starsze, Zlot kolejny zrobią
koło Chodzieży po raz trzeci...
Widok na III Zlot PRPI z daleka


(Udają, że) grają: Marek Cichomski, Marek Nowocień i Piotr Cebula Zawody łucznicze


Widok na III Zlot PRPI z bliska


Widok na centralny plac ze słupem do rzucania toporkami i nożami; z lewej maszt z flagą dakocką, z prawej brama wejściowa na teren zlotu, w głębii namiot-biuro i punkt zbiórki przyborów szkolnych dla indiańskich dzieci Tak mieszkała większość z nas...


Zawody w rzucaniu toporkiem Zawody w rzucaniu toporkiem; w środku: organizator zawodów i fundator nagrody (Wilk) oraz niespodziewany zwycięzca zawodów (Cień)


Prelekcja 'Dakotów' (Jacek Przybylak i Marek Kabat) z Chodzieży; siedzą m.in. Henryk Wróbel (Wilk), Katarzyna Jankiewicz i Anna Kabat


Typowy obrazek zlotowego dnia: grupka muzykujących w kręgu (nie koniecznie po indiańsku) Basia Świdzińska (Turkuć) i Marek Nowocień (Cień) - raczej udają, niż grają...


Na zdjęciu od prawej: Marek Cichomski i Marek Nowocień Na zdjęciu m.in.: Darek Jakubiak (Tropiciel), Henryk Wróbel (Wilk), Ola Ratajczak, Zbyszko Patyk, Andrzej Biegus i Wiesław Karnabal (Niedźwiedź)


Inny widok na III Zlot PRPI


Marek Fiedler na spotkaniu z uczestnikami Zlotu w Chodzieskim Domu Kultury Najbardziej malownicza para Zlotu: Anna Peichert i Wiesław Karnabal


Fotografie Co. Marek Nowocień 1979
Opis: fragment "Odrębnej Rzeczywistości" - wierszowanej historii pierwszych zlotów,
Marek Nowocień, 1982