Ci indianiści to naprawdę dziwni ludzie...czyli o

VIII Zimowym Spotkaniu przyjaciół Indian

w Srebrnej Górze 2002

Ci indianiści to naprawdę dziwni ludzie... nawet na otwarciu swojego zimowego spotkania nie mogą się obejść bez ostrych i niebezpiecznych narzędzi i... drzwi otwierają siekierą... Dobrze chociaż, że tym razem nikt jej nigdzie nie wbijał (w nogi też nie!) a służyła ku pomocy w pewnym, arcytrudnym procesie otwierania nigdy dotąd nie otwieranych drzwi oraz do rąbania drewna do kominka. Stał on sobie w jednej z sal u sołtysa Mikołajowa, Włodka i przez weekend ogrzewał kilkunastu pasjonatów kultur indiańskich.

W sumie w piątek nie bardzo było wiadomo po co się spotkali. Obżarstwa bowiem takiego nie widziałem dawno. Widać indianiści lubią dobrze pojeść od spotkania do spotkania... Tradycyjnie już, zaczęli od "misiakowania" (taki ich dziwny sposób powitania - chyba konkurs kto kogo mocniej obejmie i szybciej płuca klepiąc po plecach odbije) jak tyko pojawiał się ktoś nowy. Później nastąpiła wspomniana konsumpcja przywiezionych z cywilizowanych stron: puszek, konserw, zupek w torebkach i innych nietradycyjnie indiańskich potraw.

W końcu jednak się opamiętali i chyba przypomnieli sobie, że zimowe spotkania w Srebrnej Górze i jej okolicach mają między innymi na celu podsumowanie ostatnich wydarzeń w Ruchu Przyjaciół Indian oraz planów związanych z dalszymi przejawami jego istnienia. Po okadzeniu szałwią, rozpoczęły się trwające do późnej nocy rozmowy o najbliższym lecie, XXVI Zlocie PRPI, o planowanej na koniec maja wizycie Jamesa Robideau oraz o wielu innych sprawach - nie zawsze związanych też z Indianami.

Być może dyskusje w obecności Świętego Zawiniątka miały większą siłę niż dotychczas? Na pewno były konkretne i oby dały pożądane efekty w działaniach. Taka też była między innymi intencja powstania Zawiniątka - DOBRYCH przy nim rozmów i spotkań.

Było nim w tym czasie między innymi wręczenie Krukowi, obecnemu przywódcy Strażnikowi Ognia, zaczątku staffu ich stowarzyszenia. Rzeźbiona laska z orłem i postacią ludzką, według prośby Hieny, może stać się częścią staffu ich stowarzyszenia.

Gdyby Natura nie zmusiła uczestników spotkania do kilku godzin snu, pewnie przegadaliby całą noc. Zresztą u indianistów to normalne, w sumie szkoda czasu na spanie, czy to na zlocie czy na innych spotkaniach z przyjaciółmi.

Leniwie budząca się sobota rozpoczęła się wyprawą w pobliskie góry. Trochę pośnieżyło, trochę popadało, Słonko też nie raz zaświeciło - było pięknie. Do tego jeszcze świeże powietrze, piękne widoki. W czasie spaceru nie raz i nie jedna osoba przystawała. Chyba z zachwytu dla piękna okolicy, dla spojrzenia przed siebie i wsłuchania w dźwięki Ciszy i Spokoju. Zresztą to chyba zwyczajne tym ludziom, którzy ukochali Stworzenie takim, jakim jest właśnie. Co wytrwalsi ruszyli ku fortom, co ich przed rokiem w swych murach gościły. Inni zeszli ku gospodzie Górska Perła w samej Srebrnej Górze, poczyniwszy po drodze zakupy na wieczorną, kolejną ucztę, zwaną w opisywanych kręgach potlachem (podobno Indianie też tak mówili na pospolite obżarstwo jak była ku temu okazja). Po wyczekaniu odpowiednio długo na jedzenie i herbatę, posileni, wrócili do dworku.

Część wędrowców udała się na spoczynek. W też tym czasie, we własnym gronie, spotkali się Strażnicy Ognia. Z sali gdzie przebywali, do uszu pozostałych uczestników dochodziły co jakiś czas pieśni i śmiechy. Zatem spotkanie musiało być udane.

Po odpoczynku, myśląc znów o jedzeniu, mężczyźni zagonili kobiety (bez bicia!) do przygotowywania wieczornego posiłku, sami oddając się znów dyskusjom. Nie trwało to jednak długo, bowiem siła kobiet wciągnęła i owych mężów do pracy. Tak więc wspólnie znów do wieczora ciężko pracowali robiąc całe mnóstwo kanapek i innych pyszności. Później oczywiście, znów toczyły się niekończące rozmowy. I tak aż do świtu, który zastał czworo z uczestników spotkania przy kominku.

Pobudka dla aktualnego obrońcy naszych granic, Wilka, i jego poranny wyjazd rozpoczęły czas rozstania. Znów "misiakowaniom" prawie końca nie było i tylko szkoda, że następne zimowe spotkanie w Srebrnej Górze dopiero za rok.

I radość z tych chwil spędzonych teraz razem.

I podziękowania dla Organizatorów - Winet i Cienia - za wszystko J

Ci indianiści to dziwni ludzie...ale myślę, że pomimo pewnych - być może czasem niezrozumiałych początkowo zachowań, ci indianiści to naprawdę ciekawi i wartościowi ludzie. Chyba za rok wybiorę się na kolejne spotkanie...

BlueWind