GW105296 Gazeta Wyborcza nr 232, wydanie waw z dnia 1992/10/02, str. 10

Maria WIERNIKOWSKA; Fot. Krzysztof Miller

Winnetou? Nie znam faceta!

Na napierśnik z kurzych piszczeli musiał zjeść kilkadziesiąt kurczaków.

Dzieciaki na podwórku krzyczą za nim "Cześć wodzu!".

- "Arapaho" - dodaje sąsiadka z bloku, choć nie wie, co to znaczy, ale córki tak go nazywają. Dla kolegów-"Indian" Robert Piesiewicz to po prostu Psiak.

Za rurą, na łuszczącej się ścianie łazienki, Psiak zatknął czaszkę psa (trzeba ją jeszcze wygotować). Obok mydełka Lux schną świeżo wyprawione skórki królika. Ściany całej kawalerki obwieszone są totemami, bębenkami, ozdobami z paciorków... Na napierśnik z kurzych piszczeli musiał zjeść kilkadziesiąt kurczaków.

Bizon z zoo

Obok wisi totem: na leszczynowej pałce sterczy łapa jastrzębia między krowimi rogami, w woreczkach magiczne trawy: sweet grass (żubrówka), szałwia i cedr, niżej ogon bizona (z zoo) i oczywiście piórka: sowa, myszołów... Totem przebył, jako pałeczka sztafetowa, 600 km w Świętym Biegu w Niemczech. Palił rękę, gdy Psiak dobiegał do końca swojego odcinka - przez pięć dni zrobił 100 kilometrów, w cudzych tenisówkach, bo własne mu się rozpadły.

Tegoroczny Święty Bieg [USA] zbliża się właśnie do Santa Fe w Stanach Zjednoczonych (stan Nowy Meksyk). Biegacze z Ameryki i Europy (z Polski sześć osób) wyruszyli z Alaski, żeby 12 października, w 500. rocznicę odkrycia Ameryki przypomnieć, że było to pięć wieków oporu i zagłady. Białostoccy Przyjaciele Indian nie mieli pieniędzy na samolot, więc pojadą do Warszawy i złożą listy protestacyjne w ambasadach amerykańskiej i kanadyjskiej. Potem będą w Muzeum Niepodległości (d. Lenina) palić ognisko, śpiewać, tańczyć i pokazywać sobie wyroby rękodzieła - kto ma piękniejsze wzory - "Indianie" ze Sztumu czy "Czejen" z Kościerzyny... (jak czegoś o Indianach nie wiesz, pisz do "Czejena" - Aleksander Sudak czytał wszystko).

Psiak śpiewał indiańskie pieśni w białostockim zespole Hokka-Hey razem z trzema blondynkami (właśnie do niego wpadły - Agata i Kaśka przytargały w wózku, obok dziecka, białe tipi, które za tydzień rozbiją w lesie - będzie dom dla całej indiańskiej rodziny). Dziewczyny mają wystąpić w koncercie Rosiewicza - za darmo, powiedzieli im "cieszcie się, że możecie się obok niego pokazać". Psiak nie będzie występować.

Trzeba go namawiać, żeby dał się sfotografować, przecież nie będzie tak w dresach... Do nakrycia głowy (czerwony czub z wypchaną pustułką, z tyłu bycza kita) pasuje tylko nagi tors. Cały strój odświętny oddał, bo niedawno zrobił sobie święto Potlacz: raz do roku rozdaje wszystko, co ma. Mokasyny po paru miesiącach wróciły, bo obdarowanemu noga urosła. Psiak robi je z "dwoiny obuwiowej welurowej". Surowiec, po 106 tys. za metr kwadratowy, kupuje w garbarni obok. Mokasyny mogą być gładkie, ale lepiej, jeśli są wyszywane paciorkami.

Jablonex

- Z paciorami zawsze było cienko. - Raz się dowiedział, że są w Łomży, pojechał, za całą pensję (Psiak jest masażystą, ale wtedy jeszcze pracował w lesie, w Bieszczadach) kupił 42 kartony, w ulubionych kolorach: błękitnym, czerwonym, żółtym. Można je czasami dostać, po 400 tys. za kilogram, ale tylko czarne i białe - dziewczyny wyszywają sobie nimi sukienki na dyskotekę. Bywają także perełki, do sukien ślubnych. Ciężkie są, bo obowiązkowo szklane. Dziurki mają tak małe, że trzeba igły sprowadzać ze Stanów. A paciorki są czeskie, z Jablonexu.

Przecież Indianie w Ameryce też mają czeskie, nie wiedziała pani? Kolumb im zawiózł. Wtedy w Europie były dwie fabryki, jedna we Włoszech, druga właśnie w Czechach. Indianie oddawali za nie wszystko. Dzisiaj czeskie koraliki trafiają do indiańskich rezerwatów przez Hongkong. A oni tu w Białymstoku robią na skróty. - Jak siadam na paciory, to mnie na parę godzin nie ma - tłumaczy, że wyszywanie to dla niego coś jak medytacja.

W stroju nie ma nic przypadkowego. Mirek wyszył sobie na kurtce krzyże (gwiazdy przewodnie), tropy sarny (jego droga zbiega się z drogą zwierząt), symbol roju pszczelego (dziadek i ojciec byli pszczelarzami).

Teraz pszczelarstwo się nie opłaca, więc [Mirosław] Bogusz, białostocki "wódz", jest ślusarzem. Pracował też jako tokarz i frezer, a ostatnio jako stolarz w białostockiej fabryce mebli. Wychodzi z zakładu po ośmiu godzinach i natychmiast o robocie zapomina.

On też miał całą kawalerkę zawieszoną indiańskimi ozdobami, ale teraz rodzina... W Polsce były trzy indiańskie śluby, w tym jeden to właśnie oni, w Białymstoku. Beata bardzo się krępowała, bo lubi robić wszystko tak, jak inni. Pokazuje mi zdjęcia: zaskoczona pani w Urzędzie Stanu Cywilnego ze złotym łańcuchem na szyi, a oni w skórzanych strojach - Mirek do legginsów przyszył długie pukle narzeczonej.

- Moja suknia ślubna wisi teraz na wystawie w Warszawie - Beata zaciąga po białostocku.

Mirek próbował zarobić na rzemiośle indiańskim. Jak zorganizowali w Częstochowie indiański Dzień Dziecka, w jeden dzień zarobił milion: sprzedawał naszyjniki, bransoletki, woreczki na zioła. Ale robił je przez dwa miesiące, po parę godzin dziennie. Więc to też się nie opłaca.

W Ameryce plastikowi

Mirek nie pojedzie w ten weekend do lasu. Grupa Psiaka robi sobie Szałas Pary (to rytualne oczyszczenie w indiańskiej saunie sweat-lodge, nad oparami z ziół, przy dźwiękach bębna, przedtem czterodniowa głodówka, "jak ci już ptaki pod sufitem latają, to jest dobrze, a możesz też zwałę zaliczyć, no, zemdleć", ale Mirek nie chce przeszkadzać młodzieży (sam ma 30 lat). Zresztą żona, dzieci... Za małe, żeby spać w tipi (indiańskim namiocie). Mirek z całym dostojeństwem siedzi w fotelu, na głowie ciąży mu wielki pióropusz wodza. Obok, w telewizorze leci kowbojski film.

- Winnetou? Nie znam faceta - ale oczywiście uśmiecha się pod wąsem - po prostu bardzo uważa na to, co prawdziwe, a co podrobione. Zdejmuje z półek fotokopie starych książek.

Do Ameryki się nie wybiera, bo po co? Oni tam w rezerwatach przebierają się dla turystów.

- To plastikowi Indianie - mówią po angielsku, chodzą w dżinsach i nie znają swojej historii. Wychodzi na to, że najprawdziwsi są w Białymstoku.

Polskie Stowarzyszenie Przyjaciół Indian skupia ok. 60 osób z całego kraju. Przyjaciele Indian spotykają się od 16 lat na zlotach (w tym roku w Kornem k. Kościerzyny). Wydają kwartalnik "Tawacin". W warszawskim Muzeum Niepodległości PSPI zorganizowało wystawę indiańskiego rękodzieła, a 8 października przyjadą tam sympatycy ruchu z całej Polski, żeby uczcić 500-lecie podboju Ameryki. Przewidziano występy zespołu "Rainbow Moon" ze Sztumu, pożegnanie i powitanie Słońca, spotkanie z polskim potomkiem Indian Sat-Okhiem i całonocny maraton filmowy o tematyce indiańskiej.